poniedziałek, 17 grudnia 2012

Tata

Nie umiałabym i nigdy nie chciałabym zastępować Agatce Taty. Obecna sytuacja, kilkutygodniowy brak taty w domu, sprawia jednak, że musiałam przejąć rolę wychowawczą w pełnym wymiarze. Jakoś w miarę mi to wychodzi, mimo kilku przeciwności w miarę sobie ze wszystkim radzę. Jedynie tęsknię mocno i każdy dzień to dla mnie bardzo duża strata, bo życie zbyt krótkie jest by w pełni nacieszyć się bliskimi. I mimo, że zawsze staraliśmy się by praca nas nie rozdzielała to jednak musiało to nastąpić. Moją tęsknotę wyrażam głośno i oficjalnie, wszak to miłość moja, a ja nigdy się uczuć nie wstydzę, nie boję... Myślałam, że tylko ja tęsknię. Myślałam, że dostarczam Agatce tyle wrażeń, uwagi i czułości, że nieobecność Taty jest jej zrekompensowana. Ona sama nie wykazywała do tej pory dużego zainteresowania nieobecnością Taty, jego telefonami, moimi wspominkami o nim. Pytałam, ona krótko odpowiadała. Jasno, rzeczowo. A że rozgadana jest okropnie, to krótkie zainteresowanie tematem było dla mnie sygnałem, że nie tęskni aż tak bardzo. "Dobrze" myślałam. Cieszyłam się. Nie chciałam, by brak Taty powodował u niej najmniejszy smutek. Ależ się myliłam... Ale byłam ślepa... Tak bardzo dałam się zwieść pozorom... Ale ona taka dzielna była. Nie dawała po sobie znać. Nic. Do ostatniej niedzieli.

Na weekend pojechałyśmy do mojej siostry, mamy Marcelka, który jest w wieku Agatki. Plan: ja sobie porozmawiam, odpocznę od domowej samotności, Agatka się pobawi z Marcelkiem. Przepadają za sobą. Tym razem jakaś niezgoda między nimi panowała. W sobotę jeszcze jakoś im szło. Niedziela upływała w złości, wzajemnym przekrzykiwaniu się, wydzieraniu zabawek z rąk i robieniu sobie na złość. Agatka chodziła smętna, na wszystkich obrażona, co chwilę fochem zarzucała. Marcelek rozszalał się na dobre. Agatka mu towarzyszyć nie chciała, więc tata Marcelka towarzyszył mu w zabawie. Siedziałam na krześle. Agatka wgramoliła się. Ustała obok, przewiesiła przez oparcie. Patrzy. Obserwuje. Nagle odwraca się przyciąga rączkami moją twarz w swoim kierunku i mówi "Agatkę Tata też kocha". Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Trząść się zaczęłam, jak to u mnie przy nerwach bywa. Zatkało mi gardło. Przytuliłam moje Serce do siebie mocno i zapewniłam szybko, "Oczywiście Skarbie, że Tata Cię kocha! Bardzo mocno Cię kocha! Już niedługo przyjedzie i będzie się z Tobą bawił".  Ona jeszcze raz zerknęła. Postała i przytuliła mnie mówiąc: "KAWA CIĘ MAMA" (tłum. Kocham Cię Mamo". Serce moje radosne i szczęśliwe od jej słów jednak krwawiło. Oczy się zaszkliły i oddech taki cięższy się zrobił.

Nie miałam ochoty zostać tam dłużej. I (przepraszam Siostra, że to piszę, ale...) żałowałam, że tam pojechałam. Żałowałam, że nie przewidziałam takiej sytuacji. Żałowałam, że pozwoliłam jej tak zatęsknić. Żałowałam, że nie uchroniłam jej serduszka od tego paskudnego uczucia. Jestem jej tarczą. A jednak nie mogę jej uchronić od wszystkiego...

Nie była to już miła niedziela. Mimo, że Agatka się rozpogodziła to mi smutek pozostał. Tęsknota moja osobista wzrosła niemiłosiernie. I takie poczucie bezradności i nieporadności we mnie tkwiło.

Dostarczam jej wszystkiego co tylko z siebie wykrzesać mogę. Staram się stworzyć jej świat najpiękniejszy, w jakim mogła się znaleźć. Taty jej nie zastąpię. To podczas zabawy z Tatą, w domu rozbrzmiewa najgłośniejszy jej śmiech. To on ją tarmosi, wygina, łaskocze do utraty tchu, to on najlepiej udaje Tygrysa, to on wywoła uśmiech mówiąc "Idzie robak, idzie robak...". To z nim zabawy mimo, że nieostrożne to najlepsze. To on wymyśla najlepsze bajki. To on najlepiej myje głowę, bo włosy są potem najbardziej puszyste :)

I mimo, że jak w każdym małżeństwie są i gorsze i lepsze dni, to nigdy nie pozwoliłabym, żeby nasze drogi się rozeszły, bo kocham moją rodzinę całym sercem. Moja rodzina to my razem. Nigdy nie bylibyśmy szczęśliwi bez siebie nawzajem. I codziennie dziękuję Bogu jednocześnie prosząc, by nigdy nam tego szczęścia nie odebrał. Bo chodź życie podcina nam skrzydła, to prawdziwe szczęście nam sprzyja. Bo mieć taką rodzinę to nie trzeba domu z basenem, nie trzeba pierścionków wysadzanych diamentami, nie trzeba sytego konta i nowego auta. Na biwak pojedziemy tym starym gruchotem, na chleb nam wystarczy, a dom chodź nie nasz, to nasze głowy chroni. Jeśli tylko zostaniemy zdrowiem obdarzeni, to z resztą sami sobie poradzimy. I tęsknotę też przetrwamy, bo miłość jest w nas największa i największą siłę ma...

DSC_1002 DSC_0081 295854_2166215950065_1095499461_n DSC_0916 IMG_8583jpg_


IMG_8769jpg_

6 komentarzy:

  1. ojj jak ja dobrze znam to uczucie...póki Madzia była mała jakoś jej fakt braku taty nie przeszkadzał,był skype i dziwniej jej było widząc go na żywo,nawet musiał ją przekonywać do siebie...ale to było rok temu obecnie ma 27m to w jej oczach widać smutek jak tatuś wyjeżdża,ciągłe powtarzanie tatuś tatuś ale jej tłumaczę i jak ktoś się jej pyta o niego to mówi,że pracuje ;) a ostatnio jak jej powiedziałam,że tata wraca to w środku nocy się obudziła,przeważnie o tej wracał i czekała na niego dobrą godz a była to 1 w nocy :D oczywiście w tych momentach ja już się nie liczę...smutne jest te nasze życie ale niestety czasami nie mamy wyjścia aby było inaczej niż jest.
    życzę jak najwięcej wspólnych chwil,które upłyną w przepięknej atmosferze Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo :) Również życzę Wesołych Świąt i oby były długie i zdrowe!
    p.s. my i tak mamy dobrze, bo nasz Tata jest w kraju i zjeżdża na weekendy, nie każdy ale mniej więcej co dwa tyg., zaś mojej siostry mąż pracuje w Norwegii i przyjeżdża 3, max 4 razy w roku na 10-14 dni. Tam dopiero tęsknota doskwiera...

    OdpowiedzUsuń
  3. Alez wzruszajacy i madry post :-D Az mam gesia skorke :-) Cudne fotki i piekna z Was rodzina :-D

    Co do dzieciecej tesknoty to moj synek zawsze czeka na powrot taty, gdy ten ma wrocic pozno z pracy, tylko po to zeby mu dal buzi na dobranoc :-) I wtedy usypia jak aniolek :-) A gdy maz musial wyjechac raz za granice na dwa tygodnie to Marti to niezle odchorowal. Tata wrocil to wszystkie choroby poszly w niepamiec :-)

    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. a wiesz, że nawet nie przyszło mi na myśl, że te całe choroby to z powodu wyjazdy Taty... a nawet by się trochę zgadzało. Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojeju... kończę na dzisiaj z czytaniem Twoich postów, bo znowu się popłakałam... A tu trzeba się za życie wziąć... Mój Staszek wyjechał na pół roku, kiedy Róża miała 9 miesięcy. Na wojnę niestety. Jeszcze nie rozumiała i chyba bardzo jej taty nie brakowało... Ale teraz sobie nie wyobrażam rozstania... Ciężko... Pozdrawiam Was ponownie cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  6. na pół roku... na wojnę... nie wiem czy potrafiłabym przetrwać ten czas. Podziwiam Cię.
    Tak w ogóle bardzo dziękuję za chwilę spędzoną nad moim blogiem, dziękuję i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń