sobota, 9 lutego 2013

Chwila

Zdarzają się w życiu takie momenty, kiedy sekunda wydaje się być wiecznością. To co w rzeczywistości dzieje się szybko, ja widzę w zwolnionym tempie. Takie chwile paraliżują mnie i przeszywają do szpiku kości. Takich chwil nie lubię. Takie chwile to zły znak.


Taka "chwila" zdarzyła nam się w ostatni weekend dwa razy.


Wyjazd na basen obiecaliśmy Agacince już od dawna. Ciągłe choroby, moja szkoła i Tomka praca oddalały ten plan zawsze "na następny weekend". Rzadko chodzimy na basen, mimo, że bardzo to lubimy. Tomek jest ratownikiem wodnym i ma ukończone wszelakie kursy pomocy i jakiś patentów mnóstwo. Agatka zaś z basenu by nie wychodziła, zaliczyła nawet pływanie w niejednym jeziorze i Morzu Bałtyckim. W wodzie czuje się jak ryba, wszak to krew mazurska i nawet urodzona w sercu Mazur. Na basenie więc nie pływamy ani spokojnie, ani grzecznie. Są skoki, jest chlapanie, jest udawanie motorówki i inne wygibasy. Tym razem odwaga Agaciny odbiła mi się czkawką. Agatka zostawiona na sekundę bez naszych rąk w zasięgu półtora metra postanowiła poćwiczyć skoki z nurkowaniem. W wodzie pobiegać się nie da, więc i moje i Taty ruchy były zbyt wolne w stosunku do spadania Agaciny. Do dziś i do końca życia zapamiętam ten widok. Nurkowanie Agaciny okraszane syto moim krzykiem zdało się nie zrobić wrażenia ani na pozostałych ludziach, ani na Tacie, ani na samej nurkującej. Gdy Tata ją wyłowił Ona sama przetarła oczy i zaczęła wtórować Ojcu, który jak gdyby nigdy nic zaczął się śmiać. Mi do śmiechu nie było. Wręcz przeciwnie. Zalałam się łzami, a w klatce piersiowej ścisk tak mocny mnie złapał, jakby woda zmniejszyła mi nie tylko objętość płuc ale i serca.


Może rzeczywiście chwila była chwilą. Może. Może faktycznie szkoła Taty dała swoje i Agatka po dziesiątkach prób nurkowania kontrolowanego wiedziała jak się zachować, gdy wpadła pod wodę. Może. Może jestem przewrażliwiona. Może przesadzam.


Jednak pamiętam to inaczej. Pamiętam każdy centymetr przemierzony przez Agacinę wprost poza pontonik. Pamiętam, że tafla wody była wyżej nad jej kruchym ciałkiem niż zwykle. Za wysoko. Pamiętam opór wody. Pamiętam ręce Taty pospiesznie brnące do celu. Pamiętam te ręce gubiące Agatkę jeszcze zbyt głęboko pod wodą. Pamiętam swój krzyk, ścisk serca i te miliony myśli. Pamiętam swoją modlitwę...


Odważni jesteśmy pływając. Odwagi uczymy Agatkę. Jednak wydaje mi się, że ten raz był inny niż te kontrolowane. Długi i niebezpieczny. Zostaliśmy jeszcze godzinę. Na Agatce nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Pływała dalej zadowolona i trudno było skłonić ją do wyjścia. Ja od tamtej chwili nie zostawiłam jej nawet na metr. Moje oczy i ciało było czujne jak nigdy dotąd. Do końca dnia niepokój w sercu  pozostał. Nie mogłam skupić się na niczym i zalewałam się łzami jeszcze kilkakrotnie, gdy tylko na myśl wróciła owa "chwila".


Następnego dnia pod supermarketem Agatka przewróciła się. Widziałam jak się potyka. I znowu te zwolnione tempo i myśl okropna w głowie i tysiąc scenariuszy i złość, bo skoro to tak wolno się toczy, to dlaczego powstrzymać nie mogę? Jej mocny płacz sygnalizował, że tym razem to nie będzie "kawał soli nic nie boli". Nie wiem jakim cudem, ale skaleczyła opuszek palca. Dość solidnie, bo zadarła kawał skórki, a pod opuszkiem zrobił się krwiak. W domu zastosowaliśmy opatrunek godny Chirurgów, a otoczkę "operacji" zrobiliśmy co najmniej jak w szpitalu w Leśnej Górze. Tego dnia uświadomiłam sobie, że Agatka w ciągu swojego jeszcze niedługiego życia nie miała za dużo wypadków. Nie miała zdartego kolana, nie miała podrapanej buzi... Kilka razy uderzyła się w twarz i przycięła wargę, kilka razy nabiła guza na głowie, ale wszystko było takie delikatne, niewielkie.
Dziś paluszek jest już zagojony. Moje serce zaś otwarte. I będę czujna i zawsze nadwrażliwa, bo kocham ją nad życie i nie wyobrażam go sobie bez niej. I więcej nic nie napiszę, bo znowu mam tysiące myśli, których nienawidzę...


Desktop5 DSC_0057 DSC_0109 100_9434 100_9356

2 komentarze:

  1. lek bedzie z nami zawsze,czasem bardziej i pewnie nawet wtedy kiedy to nasze malenstwa wyfruna nam z domu ;) oby to byla najwieksza przerazajaca rzecz jaka was spotkala i aby bylo ok :)! u nas na wiosne plany na rowerek biegowy i juz mam tysiac roznych wizji jak to bedzie?ostatnie zdjecie najlepsze !

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie rowerek biegowy do mnie nie przemawia... Widziałam nie jeden upadek dziecka na tym rowerku, widziałam też komiczną, a za razem straszną sytuację jak dziecko jechało spanikowane z górki i nie umiało się zatrzymać, a matka nie mogła złapać...

    OdpowiedzUsuń