wtorek, 18 czerwca 2013

Są takie dni

...takie chwile, kiedy siedzę w martwym punkcie i uwiera mnie to. Uwiera jak za ciasne stringi w rowek. Siedzę i nudzi mnie moja praca. Od ponad dwóch lata taka sama. Rutynowa, bez żadnych nowości. Przewidywalna. Czynności te same, miejsce to samo, ludzie ci sami. Coraz więcej w nich pesymizmu, złości, chamstwa i pychy. Nudy, nudy, nudy. Przygnębiające to wszystko. Coraz częściej uciekam się do innych czynności. Pracę zostawiam gdzieś w tyle. Tym bardziej odkąd pracuję w domu. Sama w czterech ścianach, przed komputerem wykonując te durne telefony i wykonując wciąż te same czynności duszę się zaglądając przez okno. Kolejna kawa nie pomaga, oczy zamykają się same. Czas pracy rozregulowany, nic nie ma swojego porządku ani regulaminu. Straciłam zapał. Idzie mi dobrze, na jednym poziomie. Żadnych wzlotów. To moja wina, bo już nie mam sił się starać. Nie chce mi się. Straciłam serce do tej pracy. Czuję, że powinnam być w innym miejscu, robić zupełnie coś innego. Moje marzenia i plany o dekoratorce wnętrz z każdym dniem się oddalają, a ja nie wiem jak je chwycić, jak zatrzymać. Co zrobić. Brak czasu na rozwijanie pasji "po godzinach" i brak pieniędzy na "wkład własny" potrzebny w każdej firmie uziemia mnie na tym krzesełku przed monitorem i czuję, że jestem takim dojrzałym badylem, który już nie ma szans na nowe pąki, a za chwile zacznie tracić te, które zdobył kiedyś.

I to słońce za oknem nie pomaga.

Na wsi na Mazurach odżywam. Tam mamy swój plan odremontowania domku wolno stojącego. Dla siebie, na wakacje, na ferie, na weekendy. Planowanie, ustawianie, mierzenie, kombinowanie. To jest coś co lubię.
Kiedy wracam do tego miejsca przy biurku, wszystko gaśnie. I znowu opadam z sił.
Nie czuję się szczęśliwa i spełniona zawodowo. Ale czuję, że nie umiem tego zmienić. Boję się, że nie zdołam.



6 komentarzy:

  1. znam to uczucie, mnie też moja praca wypalała doszczętnie i boję się, że jak teraz znajdę jakąś to po pewnym czasie będzie to samo. A tak mi się marzy coś innego ciekawego z ciekawymi ludzmi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak samo,tylko ja w przeciwieństwie do Ciebie nie mam żadnej pracy,bo od kwietnia nie mogę nic znaleźć...i też czasem myślę,że już nic fajnego mnie nie czeka zawodowo,bo kto przyjmie kobietę 35-letnią jak każdy teraz chce młodą z długimi nogami,po studiach, z 5 językami i najlepiej wolną,by nic jej do domu nie ciągnęło.Czuję,że jestem w czarnej dupie i najgorsze jest to,że nie widzę żadnego światełka...żadnego!
    Ściskam i życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to jest wlasnie najgorsze, ze nie masz sily, zeby cos ruszyc. Ale wierz mi, wiele osob tak ma. Tkwisz w jakims ukladzie, bo tak jest, bo tak wyszlo, bo nie umiesz sie z tego wycofac... Bo boisz sie, co bedzie, jak zaryzykujesz. Moze bedzie gorzej? A tak... przynajmniej oswoilas ta niezadawalajaca sytuacje... trzeba duzo odwagi, zeby zaryzykowac cos nowego. Ale czy mozna ryzykowac majac dziecko? No wlasnie...
    Nie bede moralizowac, bo ja wcale odwazniejsza od ciebie nie jestem. Dlatego zycze ci odwagi :*

    OdpowiedzUsuń
  4. A my zaryzykowaliśmy... z dwójką dzieci uciekamy na stałe do Norwegii. Mąż mieszka tam od 2 lat i nie trzeba się było martwić czy starczy do pierwszego, postawiliśmy wszytko na jedną kartę, bo to też nie życie w ciągłym rozstaniu. Czy warto było tak ryzykować? Boję się, ale mam nadzieję że za pół roku napisze wam że było warto!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam i pozdrawiam.Pięknie tu u Ciebie,zapraszam w odwiedzinki.Jola

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozumiem Cię doskonale. Aktualnie zastanawiam się, czy próbować utrzymać aktualną pracę, niezbyt mi odpowiadającą, no ale spokojną w pewnym sensie - bo w "budżecie" i dokształcać się w tym kierunku, czy zacząć coś nowego. Decyzja trudna, bo już raz próbowałam zmian i niestety nie udało się:( Pozdrawiam serdecznie.
    P.S. Śliczna ta Twoja pannica:)
    Joanna(mikroauka.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń