poniedziałek, 19 maja 2014

Emocje małe i duże...

Ci, którzy obserwują nas na fejsbuku ;) wiedzą, że cicho tu u nas, bo w domu naszym ostatnio burzliwie... Agatka niedługo będzie miała okrągłe cztery lata i w związku z tym postanowiła zafundować nam "bunt czterolatka". Staramy się okiełznać emocje zarówno Jej jak i swoje, by nikt nie ucierpiał psychicznie ... i fizycznie, bo czasem mam ochotę walić głową w ścianę, lub targnąć się na płocie. Niestety od pierwszego powstrzymuje mnie mąż, bo powiedział, że nie ma zamiaru szpachlować ścian, a od drugiego fakt, że nie mamy płota... :P

Tak więc radzę sobie jak mogę metodą policz do dziesięciu. Tym sposobem po kilkunastu minutach zapominam na której tysięcznej skończyłam ;)

A tak na poważnie, to zdaję sobie sprawę, że Agatka po prostu dorasta emocjonalnie i nie wszystko co wokół Niej się dzieje jest dla Niej zrozumiałe. Czasem dochodzi też do swoich wniosków i próbuje wyciągnąć jak najwięcej korzyści dla siebie, niekoniecznie rozumiejąc, że owe korzyści nie są na dany moment właściwe. Próbujemy na wszelkie sposoby dojść do normalności. Jednak jest naprawdę ciężko. Ostatnia sobota i niedziela to pierwsze dni od dawna, kiedy nie siedziałam zabeczana z braku sił i bezradności. Nie przypuszczałam, że tak ciężko jest okiełznać nerwy i upór czterolatka. Z przerażeniem patrzę w przyszłość i zastanawiam się jak sobie poradzę z nastolatką. Ale z drugiej strony mam nadzieję, że teraźniejsze kształtowanie relacji pomoże mi nawiązać odpowiedni kontakt z Agatą na przyszłość. Tak żeby wiedziała, co jest dobre, a co złe. Albo gdzie kończy się kłębek nerwów Matki :P Na razie uczymy się wzajemnie rozmawiać - nie krzyczeć, tłumić negatywne emocje, wspierać siebie - całą trójką, bo kiedy Tatusiowi brakuje cierpliwości wkraczam ja i odwrotnie. Wtedy mamy czas na złapanie kilku trzeźwych oddechów. I powiem Wam, że razem jest naprawdę lżej. Kiedy jestem sama to jakoś gorzej mi wychodzi. Wybucham krzykiem albo płaczem dużo szybciej. Niezły przykład dla kapryśnej czterolatki co? Nie zapeszając jest co raz lepiej, bo niektóre źródła już zostały odnalezione - na przykład ten, że Agatka była cicho zazdrosna o nieistniejące dziecko w moim brzuchu. Doszliśmy też do wniosku, że tylko spokój ratuje sytuację, jak również stanowczość i konsekwencja w działaniu moim i Tomka. Tu bardziej Tata uświadomił sobie, że podważanie mojego zdania przy Agatce nie buduje nic dobrego. Wiem, że On ustępując jej kaprysom chciał dobrze, ale tym sposobem upewniał Agatę, że moje zdanie nie jest najważniejsze, że jak pokaprysi, to dostanie to co chce. Przekonaliśmy się też, że nawet kiedy sytuacja jest bardzo napięta i przed chwilą przeszła przez nasz dom burza stulecia to nie możemy odwracać się od Agaty. Choćby nie wiem co się działo musimy być przy niej. Tylko wtedy budujemy w niej poczucie bezpieczeństwa i upewniamy ją co do naszej miłości i troski o Nią... i mam cichą nadzieję, że nieco spokojniejszy weekend to nie cisza przed burzą.

A teraz spójrzcie na tego słodziaka :D (26.05.2012)

100_0335

 

4 komentarze:

  1. Ciężkie to chwile dla mamy, rodziców, wytrzymać, okazać spokój i jeszcze pozwolić dziecku zrozumieć sytuację...Sama mam chwilę zwątpienia, gdy krzyczę a nie chciałabym , z bezsilności też lecą łzy (chociaż ostatnio jest coraz lepiej, bo mam jednak Kubę który większy rozsądniejszy jest moim negocjatorem z małą upartą Tosią). Początek postu miałaś rozbrajający ze ścianą i płotem:-)) Życzę Wam żeby wszystkie spory, walki trwały jak najkrócej a Agatka stawała się dziewczynką której wiele spraw można wytłumaczyć, nie trzeba staczać walk...Buziaki dla Was!! I dużo siły <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że buszujemy po swoich blogach wzajemnie, bo kończąc komentarz u Ciebie (też bardzo kruszący moje serce) zaświeciła mi się ikonka o Twoim komentarzu u mnie ;) :*
    Dziękuję, mam nadzieję, że te "walki" powoli się kończą. Przydałby mi się taki Kuba negocjator :) Ha ha Podeślij go do mnie, zwłaszcza, że Agata ma słabość do Kubusiów :) Swojego kuzyna Kubę ubóstwia wręcz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny, nie chcę Was załamywać, ale moja ma lat 7 i też jestem momentami załamana. Jak nie bunt dwulatka, to czterolatka, to sześcio teraz okazuje się, że siedmiolatka też! Chociaz w tej chwili to chyba nie jest kwestia buntu, tylko ciągłego wyrażania swojego - jakże odmiennego niż moje - zdania. Ton głosu, pretensje, nerwy, glupie zachowanie .... Na szczęście mnie trudno wyprowadzić z równowagi, czekam aż sie uspokoi i tłumaczę, tłumaczę i tłumaczę. Wczoraj była awantura, o której dopiero dzis rano mogłyśmy spokojnie porozmawiać, bo wczoraj moje dziecko krzyczało do mnie "wyjdź, nie chcę teraz z Tobą rozmawiać, jestem zbyt zdenerwowana!" lejac łzy, które tryskały po ścianach, no prawie ;). Więc ja czekam. Czekam, az sie uspokoi bo inaczej rozmowa nie miałaby sensu. Rano wstała, spokojna, uśmiechnięta, wyprzytulałam śpiocha i do pracy się spóźnilam, zeby przeprowadzić z nia rozmowę na gorąco o wydarzeniach dnia wczorajszego. Twierdzi, że rozumie co mówię, że widzi swój błąd, ale czy rzeczywiscie? Przekonam sie pewnie predzej niz sie spodziewam.
    A najgorsze w tym wszystkim jest podważanie zdania przez drugiego rodzica .... zazwyczaj stoimy po tej samej stronie barykady, ale np. wczoraj mój stary nawalil po całości. Wyszlo, ze mama jest BE, ale tata CACY!
    Oj cierpliwości i wytrwalości życzę i Wam i sobie.
    A Agatka to taki slodziak! Kto by pomyslał, ze i ona potrafi dać w kość.
    Trzymajcie sie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie Tatusiowie często chcąc dobrze nie myślą o dalszych konsekwencjach...
    U Was tak jak u nas trzeba przeczekać, żeby dojść do porozumienia. Ja sobie zdaję sprawę, że dzieci buntują się dopóki nie wyfruną z gniazda i dopiero potem widzą swoje błędy i wstydzą się swojego "buntu" za małego ;) A my możemy tylko zacisnąć zęby i uzbroić się w cierpliwość na kolejne wojenki z małymi smrodami ;)

    OdpowiedzUsuń