sobota, 6 października 2012

Pierwsze wyznanie

Tak jak obiecałam odsłaniam Wam część mieszkania. Jest to jadalnia. Tu zostało najmniej do zrobienia, przynajmniej na razie ;) No i tutaj też mogłam dojść do etapu dekoracji. Inne części mieszkania jeszcze tego doczekać nie mogły.
Wiem, że jeszcze długa droga przed nami, jeżeli chodzi o doprowadzenie domu do stanu zadowalającego, ale skoro podjęłam się prezentacji na blogu i już powiedziałam "a", to chcę dotrzymać słowa. Poza tym może podpowiecie coś, bo mi czasem brak pomysłów. A raczej jest ich tyle, że ciężko wybrać najlepszą. W dodatku moja niecierpliwość do urządzania wnętrz często kończy się tym, że zaliczam wpadkę za wpadką i wtedy sama na siebie klnę. Niestety urządzanie domu to też nie tania zabawa. Umówmy się, na targach staroci nie wszystko można dostać i też nie zawsze za niską cenę. Chociaż mam kilka fajnych zdobyczy za grosze i się nimi pochwalę, ale to już innym razem.

Gadu, gadu a tu już prawie północ...






A więc w jadalni stoi moja zdobycz roku. Biała komoda, o której już wspominałam, kupiona za jedyne 100zł :) Stara witryna to zdobycz mojego męża. Wytrzasnął ją z rupieciarni jakiegoś starego domu, który wynajmowali dla pracowników budowlanych. Do kompletu jest szafka stojąca, na razie ulokowana w kuchni. Muszą one poczekać chwilę na odrestaurowanie.
Stół i krzesła też są wiekowe i zniszczone potwornie, ale piękne. Dębowe ze skórzanymi siedziskami na krzesłach, które już popękały. Niestety stół i krzesła są zapożyczone i z czasem musimy kupić sobie inne, te zaś zwrócić.







Okna tymczasowo ozdobiłam firankami z mojej kolekcji. Zawsze mieszkaliśmy w mieszkaniach maksymalnie dwupokojowych, dlatego nigdy nie miałam potrzeby kupowania większej ilości firanek, zwłaszcza po kilka sztuk takich samych. Teraz jednak z racji tego, że kuchnia łączy się z jadalnią, a każda z nich ma okno, chciałabym by miały takie same firany i zasłony. Więc czeka mnie baraszkowanie po sklepach z firanami  i zapewne kilka godzin przy maszynie.



Jeżeli chodzi o prezentowaną jadalnię, są dwie rzeczy, które strasznie mnie irytują. Po pierwsze kolor ścian. Chcieliśmy z mężem delikatnie oddzielić jadalnię od kuchni. Stanęło na innym kolorze ścian. Jednak po akcji malowania okazało się, że efekt nie jest zadowalający. Jeszcze do zniesienia były, do czasu, gdy stanęła na tej ścianie komoda. I wtedy kłucie w moich oczach wzmocniło się. Mój mąż nienawidzi malować ścian i ja również, dlatego ze zmianą nam się wcale nie spieszy, ale nie wiem jak długo wytrzymam...



Druga rzecz to wystający perfidnie kabel od instalacji świetnej. Za czasów byłych właścicieli zasilał on halogeny w barku kuchennym, który oddzielał kuchnie od salonu. My mamy inną wizję na kuchnię, więc za bardzo nam on nie pasuje. Jednak nie chcę za wcześnie podejmować decyzji o jego usunięciu, ponieważ rozważam powieszenie w tym miejscu kinkietu.
Na razie do maskowania tego paskudztwa służy paprotka :) Chcę powiesić do niej jeszcze jedną lub dwie na takich samych donicach (IKEA). I chyba na tym właśnie poprzestanie jeżeli chodzi o tę ścianę.






Oglądając zdjęcia zauważycie na pewno siedzisko do karmienia dzieci. Jest to nietypowy mebel tego typu, ale zachwalam i zachwalać będę. Jednak o nim ze szczegółami napiszę w innym poście.

No i moje storczyki. Odchorowują nieco przeprowadzkę, bo markotne takie. Muszę im sprezentować takie same doniczki. Chwilowo podoba mi się ta czarna (IKEA), więc storczykowi z okna zakupię taką samą. Przez okres jesieni ta żółta może sobie postać, by wzmocnić jesienne deko ;)

Co do dekoracji, to krótko. Żołędzie i kasztany znajdujące się w koszyku zbieraliśmy sami w pobliskim parku, w całkowitej ciemności, bowiem wieczór późny nas zastał. Liście, którymi udekorowałam spodek ze świecami (IKEA) spadły na nasze podwórko dzisiaj podczas silnego wiatru. Także full natural design ;)




To chyba na tyle. Idę spać :)

P.s. Przy okazji mogę pokazać Wam pierwsze jesienne ludziki w wykonaniu mojej Agacinki, no powiedzmy, że TROCHĘ pomagała jej Pani z przedszkola ;) W sumie to jest to ludzik sztuk jeden i konik również sztuk jeden. Agatka dumna jak paw. Oczywiście nie mogło jej zabraknąć przy prezentacji. Nie omieszkała mi również pozować, wymyślając przy tym miny, które ma wyćwiczone do perfekcji.







Bardzo, bardzo dziękuję za miłe komentarze i życzę Wam miłego weekendu!

Buziaki od Agatki...



1 komentarz:

  1. najbardziej podoba mi się przegląd min Agatki ;) moja Po ma bardzo podobny zestaw jak widzi aparat :D

    jadalni zazdroszczę... przestrzeni... ja jedynie kącikiem jadalnianym się mogę poszczycić... myślę, że w niedługim czasie pokażę moją kuchnię, którą od roku tworzę i cięgle jej coś brakuje :)

    Pozdrawiamy Was ciepło :*

    OdpowiedzUsuń