poniedziałek, 19 listopada 2012

I kiedy życie znowu podcina nogi...

Życie nie lubi kiedy jest mi zbyt dobrze. Nie lubi za długo obdarowywać mnie dobrocią, spokojem i radością. Chociaż i tak uważam, że mam sporo szczęścia w życiu i mnóstwo powodów, by czuć i uważać się za osobę spełnioną i szczęśliwą. Przede wszystkim dlatego, że mam cudowną córkę, na którą czekałam kilka dobrych lat, bo mój instynkt macierzyński rozwinął się bardzo szybko ;) Mam wspaniałego męża, który cierpliwość do mnie ma niezmierną i bardzo się dziwię, że jeszcze jest w stanie mnie kochać ;)
Mam też bardzo dużą rodzinę, z którą mamy niezwykłą wieź. Wszyscy jesteśmy zdrowi, stworzyliśmy wspaniałe rodziny, domy  i naprawdę każdy z nas ma jaja i potrafi w tym naszym nieprostym świecie radzić sobie znakomicie.

Jednak są takie dni, kiedy człowiekowi opadają ręce. Kiedy ledwo poradzi sobie z pierwszą trudnością, a na horyzoncie zbliża się kolejna, zaś przy okazji niespodziewanie między pierwszą i drugą wciśnie się bezczelnie trzecia z siłą pocisku atomowego. I w którymś momencie brakuje sił, pomysłu i całe te "pozytywne myślenie" znika. Chowa się i czeka bezbronne na lepsze dni.

... do czego miałam nawiązać.
Jak wiadomo w Polsce nie łatwo o dobrą, stałą i przede wszystkim dobrze płatną pracę. Ja mam to szczęście i od dwóch lat siedzę dupskiem na tym samym krzesełku gapiąc się w ekran tego samego komputera, wyjeżdżając tę samą ścieżkę do pracy i nie zamierzam się stąd ruszać, chyba, że z małą pomocą szefa ;) Niestety mój mąż nie ma tak fajnie. Mimo, że ma lepsze wykształcenie, kilka solidnych kursów, porządne CV, to jednak... Może dlatego, że mimo innego wykształcenia wybrał dział "Architektura i Budownictwo" czyli najprościej "budowlankę" ;)
Niestety zima, to bardzo ciężki okres w tej profesji i często jest tak, że pracy najzwyczajniej w świecie brak. My nie należymy do osób biernych i  na takie coś pozwolić sobie nie możemy. Płynność finansowa musi być, dlatego takie chwile dla nas to potężny stres i w domu zaczyna się nerwówka. Właśnie taki moment nadszedł kilka dni temu. Kolejna propozycja przyszła aż z Warszawy. Tam aktualnie pracuje mój tata i brat. U nich odwrotnie - od dłuższego czasu brakuje pracowników (umówmy się, chętnych jest mnóstwo, ale potem okazuje się, że co jeden to lepszy - pijak, leń, bądź osoba, która nic nie umie, lub wszystko czego się dotknie- zepsuje).
Broniliśmy się od wyjazdów do pracy daleko poza dom rękami i nogami. Nie akceptujemy życia osobno w imię zarobku. Jednak życie zmusza nas do łamania zasad. Na szczęście to krótki okres, poza tym mąż na weekendy ma zjeżdżać. Mimo wszystko nie lubię jak go nie ma. Zawsze bardzo boję się tych podróży. Niby nie daleko, ale tak czy siak jedzie się 6-7 godzin. Jakakolwiek podróż po Polsce jest bardzo męcząca i niebezpieczna. Lubię mieć go przy sobie. Wiedzieć, że spotkamy się na kolacji, że jeszcze pogadamy, obejrzymy tv, wypijemy herbatę, położymy się razem w uścisku spać. I same wiecie, że mimo, że nie zostałam sama, bo mam Agatkę, to mąż też jest potrzebny. Rodzinę tworzymy wszyscy, wzajemnie się uzupełniając...

Dodatkowo nauczyłam się, że zawsze kiedy go nie ma, to mnie w domu spotykają same złe rzeczy. Pęka rura od syfony, psuje mi się auto, choruje Agatka... Tak jest i tym razem. Tomek wyjechał po 22, po 23 kiedy wykąpana weszłam do sypialni zastałam Agatkę śpiącą w swoich wymiocinach (fuj, wiem) . Całe łóżko za...ane, ona cała- włosy, szyja, wszystko, wszystko. W sumie nie liczyło się nic, mogła nawet puścić pawia po całych ścianach i suficie, wtedy najważniejsze dla mnie było to, że żyje. Na dodatek leżała na wznak. Przecież tak dużo jest przypadków, że dzieci dławią się i najzwyczajniej w świecie duszą.

Musiałam ją obudzić, wykąpać, przebrać. Jak możecie się domyśleć taka pobudka była dla niej szokiem. Płakała i była dość mocno zdezorientowana. Mimo, że robiłam jej ciepły prysznic, drżała i było jej zimno.

Musiałyśmy przenieść się do pokoju gościnnego, bo nie miałam ochoty walczyć z czyszczeniem łóżka w środku nocy, zwłaszcza, że musiałam Agatkę położyć jak najszybciej spać. Usnęłam razem z nią przy włączonym tv. Jednak nie spałam twardo. Przy każdym  jej ruchu budziłam się z lękiem i pilnowałam, by wszystko było dobrze.
Zła jestem na siebie, bo to przeze mnie. Mimo, że w ciągu dnia Agatka nie miała apetytu, to ja chodziłam i trułam jej dupę żeby zjadła. Od teraz będę stosować zasadę: jak będzie głodna to się upomni.

Do prania mam wszystko. Kołdry, poduszki, poszewki, łóżko do odświeżenia. A w zanadrzu sprzątanie po malowaniu pokoju i zaległości z poprzednich dni, bo w sobotę byłam w szkole, a w niedzielę nie zdążyłam ze wszystkim.

Jednak nie narzekam. Jest dobrze, bywało duuuuużo gorzej... Tylko ta tęsknota za mężem smutek na twarzy maluje, a przecież dopiero pojechał i zaraz wraca...



P.s. Szary w pokoju córki przyjął się wyśmienicie!!! Bardzo się cieszę, że się zdecydowałam i że uparcie namawiałam Tomka. On sam przyznał, że wyszło super. :)

Czas zakasać rękawy... :(

piątek, 16 listopada 2012

Pijemy na zdrowie!

Produktów 360° jest w dzisiejszych czasach mnóstwo. Od szczoteczek do zębów po wyświetlacze aparatów telefonicznych. W świecie dzieci jest jeden bardzo fajny gadżet, który przydaje się dużo bardziej niż inne. Mowa o LOVI 360°. Muszę się z Wami podzielić opinią na jego temat, bo uważam ten kubek za najlepszy z jakimkolwiek miałam do czynienia.
Ciężko było nam znaleźć odpowiedni kubek "niekapek". Każdy, który podtykaliśmy córce nie był trafiony. Nie chciała i nie umiała z nich pić. Często też okazywało się, że to wcale nie jest "niekapek". Za wcześnie było na samodzielną naukę picia z normalnego kubka, a bezpośrednio z butelki Agatka nie umiała pić.
Któregoś dnia przypomniałam sobie o reklamie z gazety o magicznym kubku, który podobno miał mieć same zalety. W sklepie okazało się, że ma przede wszystkim jedną wadę - cenę. Jak dla mnie wydatek rzędu ponad 30zł na jeden kubek, który jak się mogło okazać wcale nie musiał się sprawdzić, był dość spory. Jednak kupiłam. Przeżyłam wielkie rozczarowanie, bo Agatka nie chciała pić. Albo inaczej- chciała, ale nie umiała tak mocno ssać, by uszczelka przepuściła wodę. Postanowiłam jednak kubków nie odstawiać i w każdym z nich trzymać wodę. Wszystkie stały w zasięgu ręki Agatki. W końcu za którymś podejściem udało się. Polubiła LOVI 360°.
Kubek towarzyszy nam już bardzo długo, a uszczelka nadal dobrze się sprawuje. Nie jest już 100% niekapkiem, ale pewnie dlatego, że wygotowywałam ją we wrzątku. Również dobrze można sterylizować w mikrofali, ale ja jestem dość staroświecka w tym temacie i wolę babcine sposoby ;)
Kubek jest prosty w montażu i każdy jego element łatwy w utrzymaniu czystości. Dodatkową zaletą jest możliwość używania kubka bez uchwytu. Często to robimy. Kiedy chciałam całkowicie oduczyć Agacinę picia z takich kubków po prostu nie zakładałam uszczelki. Możliwości używania tego kubka jest dużo. W zależności od potrzeb i upodobań dziecka.
Kubek ma dodatkowe wieczko, które służy do całkowitego zamknięcia. To dobra cecha, kiedy wychodzi się z dzieckiem na podwórko, do piaskownicy - gdziekolwiek. Po otwarciu cała powierzchnia, której dziecko dotyka ustami jest czysta. No i ostatnia najważniejsza i główna zaleta: z kubka można pić z każdej jego strony. Dlatego właśnie nazywa się 360°. Kubki dostępne są w trzech rozmiarach i różnych kolorach.
To naprawdę bardzo wygodny i trafiony produkt. Nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla mojej Agaciny.




P.s. My używaliśmy uchwytów do zawieszania kubka w różnych miejscach. Np. tak jak na poniższym zdjęciu - za poręcz wózka (zdarzało się nam nawet zaczepiać o pasek torebki).


http://www.lovi.pl/produkty,kubek_360.html

środa, 14 listopada 2012

Mam już swój Czas :)

Te z Was, które znają Mimi, jej blogowy świat( tutaj ), na pewno wiedzą jaki Czas mam na myśli. Udało mi się kupić pierwszą część :) Wczoraj zagościła u nas w domu.
Moja pierwsza reakcja na nią? Zaczęłam wąchać ;) Uwielbiam zapach książek. I tych nowych i tych starych. Zawsze lubiłam przebywać w bibliotece...

Trzymając w ręku ową książkę, nie mogłam się oprzeć i stojąc na środku kuchni, nie czekając na nic zaczęłam czytać. Potem dorwałam ją w łóżku. Czyta się łatwo i przyjemnie, a przede wszystkim nie możesz zaprzestać, nie chcesz. Dopiero kiedy oczy same mi się przymknęły na dobrą minutę, postanowiłam odłożyć książkę.

Nawet moja córka zaproponowała mi swoją książkę z bajkami w zamian za możliwość odebrania mi Czasu - spodobały jej się fotografie :)

Mimi ma rację, książka rzeczowa jest niewątpliwie lepsza od e-booków. Ja również lubię mieć ją namacalną. Przekładać kartkę po kartce, czuć zapach papieru i tuszu, móc w każdym momencie i miejscu po nią sięgnąć. Odstawić na półkę i za kilka lat wrócić do niej. Może nawet podrzucić koleżance lub siostrze, by ona też mogła zatopić się w historii z danego egzemplarza.

Mój Czas już żyje. Ma pierwsze pozaginane rogi, odgniecione łączenia kartek.

Dziękuję Mimi! Niecierpliwie czekam na następną, bo już wiem, że moment, kiedy zamknę przeczytaną ostatnią kartkę, będzie dla mnie (jak zawsze przy dobrej lekturze) chwilą żalu i rozgoryczenia, że to już koniec.



Pozdrawiam!

czwartek, 8 listopada 2012

Remont tam, remont tu

Pobojowisko. Niestety takie są skutki remontów. Prace trwają w jednym pokoju, a rozpierducha jest wszędzie. Rozbebeszyliśmy pokój córki. Musieliśmy zrobić porządek ze ścianami, bo ktoś wcześniej miał pomysł przyprawiający mnie o dreszcze i położył na ściany szorstki, paskudny tynk zewnętrzny. Nie jednokrotnie podrapaliśmy sobie już kostki na dłoniach od tego paskudztwa.
Musimy też zmienić łóżko córce, która już jako dwulatek ma trochę ciężko w łóżeczku (mimo, że zdjęliśmy jeden bok i wmontowaliśmy niską barierkę).

 Ubzdurałam sobie, że chcę jej zrobić łóżko zabudowane we wnękę na ścianie ze skosem. Po prawej stronie łóżka ma być szafa, po lewej półki na książki, pod łóżkiem dwie szuflady na pościel i bieliznę. Wszystko z desek lub paneli. Najlepiej w bieli lub przygaszonej, wyblakłej, nieco pobielonej sosny (tak jak poniżej).

źródło: www.pinterest.com
Ściany chciałabym w szarościach. Nie wiem tylko, czy nie będzie zbyt ciemno. Meble będą białe więc powinno być ok. Do szarości pasują wszystkie inne kolory, dlatego będzie można szaleć z dodatkami o każdej porze roku ;) Muszę tylko jeszcze namówić męża, ale poniższe zdjęcia powinny go przekonać ;)

źródło: www.pinterest.com
źródło: www.pinterest.com
źródło: www.pinterest.com


Chcę stworzyć przytulny, ciepły klimat, tak by Agatka czuła się tam CUDOWNIE! Chcę stworzyć jej azyl o którym sama zawsze marzyłam. Chcę by to było jej ulubione miejsce, z którego nie będzie chciała wychodzić. Z którym będą jej się kojarzyć same przyjemne chwile, zabawa będzie zawsze udana, a sen będzie przynosił ukojenie.

Myślę też nad stworzeniem dla niej kącika czytelniczego. Ona lubi takie zakątki. W poprzednim mieszkaniu zrobiłam jej taki mały kącik i sprawdził się w 100%.

źródło: www.pinterest.com
źródło: www.pinterest.com
Dużo pracy przed nami, ale najważniejsze aby skończyć ściany, to pył nie będzie nam się tak roznosił po mieszkaniu.
Potem przyjdzie czas na korytarz i sypialnię.

Jak zauważyłyście zmieniłam trochę wygląd bloga. Zachęcona waszymi komentarzami postanowiłam tutaj zrobić siedzibę moich przemyśleń jako matki. Tak jak zaczęłam na innym adresie. Mam nadzieję, że się ładnie połączą z tematami ogólnymi. Tak więc będzie to całkiem rodzinny blog.

p.s. Niedługo będę posiadaczką Czasu Odnalezionego jednej z moich ulubionych blogowiczek Mimi (http://bomimi.decostyl.pl). Jak tylko ją przeczytam to zdam Wam relację :) Już nie mogę się doczekać! :)

Postanowiłam też zrobić kilka dekoracji świątecznych na sprzedaż. Gdy tylko uzbieram większą ilość to wrzucam na blog.

 Pozdrawiam!

poniedziałek, 5 listopada 2012

Dylemat

Dziewczyny mam pytanie. Dla mnie dość istotne.
Zaczęłam przygodę z blogowaniem od tematów związanych z moją córką. To o niej i dla niej  miałam pisać blog. Taki też powstał na dwóch różnych stronach, jednak po jakimś czasie dołączyłam do tego moje inne przemyślenia i tematy wnętrzarskie i zastanawiam sie teraz jak to do końca ugryźć. Czy połączyć te dwa tematy (Agatka/dziecko + wnętrza) czy zrobić dwa oddzielne blogi. Nie wiem, czy osobom, które są zainteresowane bezpośrednio tylko jednym tematem nie przeszkadzałoby połączenie dwóch spraw. Z drugiej strony i jedno i drugie zawsze nas - mamy, kobiety dotyczy. Byłoby mi też wygodniej pisać na jednym blogu. Jednak dla samej estetyki lepiej by było oddzielić je jakoś. Na blogerze chyba ciężko rozdzielić wpisy i rozdzielić je w jakimś menu.
Nie wiem. Taki dylemat mam i od kilku dni próbuję go rozgryźć. Postanowiłam zapytać Was. Będę wdzięczna za podpowiedzi. Chciałabym jak najszybciej to zamknąć bo tęsknię za wpisami typowo o Agatce, a wnętrzarskich broń Boże zostawić nie chcę.

Pozdrawiam!