piątek, 28 czerwca 2013

Tygodniówka

Ostatnie dwa tygodnie upłynęły pod znakiem urodzin Agatki. Pastelowe przyjęcie było bardzo udane. Pogoda dopisała więc urodziny były w ogrodzie na wsi :) Dzień był bardzo upalny. Aby umilić najmłodszym gościom czas rozłożyliśmy basen i tam właśnie spędziły większość przyjęcia :)  Ze względu na fakt, że dzieci przez większą część dnia biegały w samych majteczkach obfitej fotorelacji nie będzie ;)


Dzisiaj chciałam podziękować Paulinie z bloga www.zwidokiemna.wordpress.com, bo osobiście nawet nie miałam czasu :( Zamówiłam u niej śliczne spinki i gumki, które dotarły dosłownie chwilę przed naszym wyjazdem na Mazury :) I powiem Wam szczerze, że nigdy nie spodziewałabym się tak osobistego podejścia do zamówienia poprzez znajomość "blogową", zwłaszcza, że pojawia się ono w formie sympatycznej - nawet bardzo :) Zresztą spójrzcie sami :) Paulinko jeszcze raz dziękuję! :*


DSC_0110 (2)DSC_0112 (3) DSC_0049 (2) DSC_0071 DSC_0078 DSC_0170 DSC_0253 DSC_0257 DSC_0075 DSC_0101 DSC_0185 DSC_0132 (3) DSC_0240 DSC_0250 (2) DSC_0269 DSC_0286

środa, 26 czerwca 2013

26.06.2010 g. 22:15

Dziś są Twoje urodziny. I uwierzyć nie mogę, że to już kolejne. Pamiętam dokładnie dzień Twoich narodzin.


Czekałam na niego bardzo niecierpliwie. Już dwa tygodnie przed terminem każdy skurcz, każdy ból brzucha to była dla mnie nadzieja, że już za chwilę Cię zobaczę.


Zła byłam na pielęgniarki, kiedy tak zwyczajnie w świecie mówiły, że to tylko skurcze przepowiadające, że jeszcze nie czas. Tęskniłam za Tobą. Bardzo często mi się śniłaś, że tulę Cię w ramionach, że uśmiechasz się do mnie, że jesteś taka drobna i niewinna. W każdym śnie czułam Twoją miłość do mnie i tę samą tęsknotę i potrzebę przytulenia, jaką ja odczuwałam do Ciebie. Kiedy się budziłam głaskałam i tuliłam swój brzuch, a Ty kolejnym ruchem upewniałaś, że jesteś, że już Cię mam, najbliżej jak tylko można.


Moja miłość do Ciebie zakorzeniała się w moim sercu, a ja dziwiłam się, że można kochać tak bardzo! Z każdym dniem mocniej. I do dnia dzisiejszego ta miłość ma wartość rosnącą.


Uwielbiam kiedy w domu rozbrzmiewa Twój śmiech,


kiedy rozmawiasz z lalkami powtarzając im moje słowa do Ciebie.


Uwielbiam, kiedy przychodzisz gdy gotuję obiad i łapiesz mnie za nogę mówiąc, że mnie kochasz.


Kiedy tańczysz i śpiewasz, bo to znak, że jesteś w dobrym humorze.


Uwielbiam kiedy wołasz mnie, bym utuliła Cię do snu.


Kiedy biegniesz z otwartymi ramionami, gdy przychodzę po Ciebie do przedszkola.


Uwielbiam nasze powroty rowerem z przedszkola. To tylko nasz czas, w skwarze słońca lub w lekkim wiosennym deszczu. I nasze rozmowy. Krótki przystanek by zerwać kwiatka i posprzeczać się, czy to już wieczór czy jeszcze dzień. Posłuchać grających na polu świerszczy i zaplanować kolejne godziny kończącego się dnia.


Uwielbiam nasze wspólne śniadania, gdy na wędlinkę mówisz "vivinka", a wznosząc toast : "to za zboje!" rozbawiasz Tatę do łez.


Śmieszy mnie niedopita kawa zbożowa, która musi być, bo jak Mama i Tata ma, to Ty też.


Kocham przyglądać się Tobie gdy śpisz.


Kocham każdy centymetr Twojego ciała. Zwłaszcza te malutkie znamię, które po mnie odziedziczyłaś, pieprzyk na biodrze, malutkie stópki i rączki, wystający brzuszek, niebieskie oczy i piękne usteczka!Twój uśmiech - uważam, że jest najpiękniejszy na świecie! Kocham Twój zapach.


Dziś są Twoje urodziny.Więc nie może zabraknąć życzeń. Życzę Ci szczęścia każdego dnia. Mnóstwa powodów do uśmiechu i radości. Przyjaciół najwierniejszych i prostych ścieżek w życiu. Życzę Ci spełnienia marzeń najskrytszych i tych najbardziej prozaicznych. Postaram się pomóc Ci spełnić jak największą ich ilość. Wiem, że razem z Tatą będziemy Twoją największą ostoją i podporą, najwierniejszymi przyjaciółmi, dlatego też chciałabym Ci życzyć, byśmy mogli cieszyć się swoją obecnością jak najdłużej się da.


Kocham Cię! Pamiętaj o tym każdego dnia!



Twoje narodziny - mój awans na najpiękniejszą rolę w życiu. Bo bycie Twoją Mamą to najpiękniejsza rzecz jaka mnie spotkała.


 

DSC_0185

 

wtorek, 18 czerwca 2013

Są takie dni

...takie chwile, kiedy siedzę w martwym punkcie i uwiera mnie to. Uwiera jak za ciasne stringi w rowek. Siedzę i nudzi mnie moja praca. Od ponad dwóch lata taka sama. Rutynowa, bez żadnych nowości. Przewidywalna. Czynności te same, miejsce to samo, ludzie ci sami. Coraz więcej w nich pesymizmu, złości, chamstwa i pychy. Nudy, nudy, nudy. Przygnębiające to wszystko. Coraz częściej uciekam się do innych czynności. Pracę zostawiam gdzieś w tyle. Tym bardziej odkąd pracuję w domu. Sama w czterech ścianach, przed komputerem wykonując te durne telefony i wykonując wciąż te same czynności duszę się zaglądając przez okno. Kolejna kawa nie pomaga, oczy zamykają się same. Czas pracy rozregulowany, nic nie ma swojego porządku ani regulaminu. Straciłam zapał. Idzie mi dobrze, na jednym poziomie. Żadnych wzlotów. To moja wina, bo już nie mam sił się starać. Nie chce mi się. Straciłam serce do tej pracy. Czuję, że powinnam być w innym miejscu, robić zupełnie coś innego. Moje marzenia i plany o dekoratorce wnętrz z każdym dniem się oddalają, a ja nie wiem jak je chwycić, jak zatrzymać. Co zrobić. Brak czasu na rozwijanie pasji "po godzinach" i brak pieniędzy na "wkład własny" potrzebny w każdej firmie uziemia mnie na tym krzesełku przed monitorem i czuję, że jestem takim dojrzałym badylem, który już nie ma szans na nowe pąki, a za chwile zacznie tracić te, które zdobył kiedyś.

I to słońce za oknem nie pomaga.

Na wsi na Mazurach odżywam. Tam mamy swój plan odremontowania domku wolno stojącego. Dla siebie, na wakacje, na ferie, na weekendy. Planowanie, ustawianie, mierzenie, kombinowanie. To jest coś co lubię.
Kiedy wracam do tego miejsca przy biurku, wszystko gaśnie. I znowu opadam z sił.
Nie czuję się szczęśliwa i spełniona zawodowo. Ale czuję, że nie umiem tego zmienić. Boję się, że nie zdołam.



piątek, 14 czerwca 2013

Tygodniówka

Automatyczna reakcja Agatki na odpoczywającego Tatę:


DSC_0105

Tosty z dżemem:) :DSC_0166DSC_0168 DSC_0409


Do przedszkola! :DSC_0413


Przed domem :DSC_0436


Moje dziecko nie jest normalne ;) Nie ma po kim tego odziedziczyć ;) DSC_0438 DSC_0439 DSC_0441 DSC_0446


Dla ochłody lody własnej produkcji ;) Lody by Tata:DSC_0475 DSC_0476

Zdrowe nawyki i moje małe spełnione marzenie



Witajcie Kochane!
Ania z Wymarzonego Domu rozpoczęła akcję zdrowych nawyków. Bardzo mnie tym zainspirowała i zmotywowała i włączam sie do zabawy. Mam nadzieję, że mi się uda :)

Moje zdrowe nawyki, które chcę wprowadzić, a tak naprawdę, do których chcę wrócić to:
- picie dużej ilości wody (około 1,5 - 2l / 24h)
- ograniczenie słodyczy i cukrów do minimum
- 50 brzuszków dziennie

Ania kazała się ograniczyć do 2 nawyków, ale u mnie z tych trzech postanowień prawdziwą nowością jest jedynie ćwiczenie brzuszków. Reszta to powrót.

Zaniedbałam się ostatnio. A miałam powitać lato świeża, zdrowa, szczupła i odżywiona witaminami.

Więc od dziś oświadczam Wam dziewczyny, że khym, khym ... ;) SIĘ POPRAWIĘ I ZACZNĘ O SIEBIE DBAĆ!

Zapraszam też wszystkie moje czytelniczki, które korzystają z Facebook'a do mojego nowego profilu, który dotyczy tego właśnie bloga. Fachowo nazywa się Fanpejdż (co mi się kojarzy z pewnym bezwstydnym fantem ;) https://www.facebook.com/ruzia.ruzia#

Buziaki i dużo słońca na weekend Wam życzę! :)

Aha! Kochane moje! Mamy na Mazurach dom. W sumie mieszkanie w tzw "czworaku". Kiedyś tam mieszkaliśmy. I przed narodzinami mojej Agatki zrobiliśmy tam generalny remont. Bardzo małymi kosztami, własnymi rękami. Np szafę typu komandor zaprojektowałam sama i sami ją z moim mężem zbudowaliśmy :) Wszyscy myśleli, że ją kupiliśmy :P Dużo rzeczy zostało tam nie dokończonych, bo niespodziewanie po pół roku się wyprowadziliśmy. Teraz wracamy odnowić to mieszkanie, by móc tam spędzać wolne weekendy, święta etc. Dzisiaj właśnie tam jedziemy, żeby wstawić nowy segment kuchenny (który kupiliśmy do wynajmowanego domu w Jeleniej Górze) i ogólnie posprzątać. Gdzieś mam kilka zdjęć z tego mieszkania. Pochwalę się Wam w najbliższym czasie, bo jestem z tego mieszkania bardzo dumna.
To było kiedyś duże mieszkanie, w którym mieszka babcia mojego męża. Kiedy my się tam wprowadzaliśmy postanowiliśmy odgrodzić się od babci robiąc zupełnie nową część (tak było zresztą pierwotnie, kilkadziesiąt lat temu). Ja zrobiłam projekt, mój mąż z moim ojcem wywalali ściany, otwór na drzwi wejściowe, stawiali nowe ściany, przyłącza kanalizacyjne do mojej kuchni, ganek. Projekt musiał brać pod uwagę jak najmniejsze koszty, czyli też jak najmniej pracy. Udało mi się to w 100% Nikt oprócz mnie i mojego ojca nie wierzył, że będzie to fajnie wyglądało. Po skończeniu każdy nas chwalił, że faktycznie jest świetnie! :)
To mieszkanie to takie moje spełnienie marzeń. Kuchnia ze zlewem na wprost okna, do którego pną się krzewy róży, pokój Agatki w jasnych kolorach, z ciepłą wykładziną w kolorze e'cru, mały ganek (jeszcze nie wykończony) z wyjściem w zaciszne zielone miejsce ze stolikiem na wypicie kawy. Tam właśnie stawiałam wózek ze śpiącą Agatką (Agatka urodziła się 26 czerwca, więc przez całe lato - a było to jedno z najcieplejszych i najbardziej pogodnych wakacji, wystawiałam ją do spania na podwórko). Oj mam sentyment do tego miejsca jak diabli! Mimo niemiłych sąsiadów, małego podwórka, małego metrażu i wspólnej jeszcze łazienki z babcią ;)
Niestety dziurawy dach trochę nam zniszczył sufity, ale gdy tylko się uda, to będziemy stawiać nowy dach :)

Jeszcze raz buziaki i do następnego! :)

czwartek, 13 czerwca 2013

Taka mała prośba

Bierzemy udział w konkursie. Niewielki konkurs, żadne wycieczki do wygrania etc, ale pierwszy raz doszliśmy do finału i im bliżej tym bardziej sie nakręcam :) Dlatego jak znajdziecie chwilkę, to zagłosujcie na moją Agatkę na Facebook'u

https://www.facebook.com/photo.php?fbid=538524326214662&set=a.538524312881330.1073741827.335473396519757&type=1&theater


Dziękuję i pozdrawiam! :)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Głośne Hush - o ironio! I o co tyle krzyku?

Było mnóstwo ludzi. Tłumy niesamowite! Duszno, ciasno, głośno, drogo. Chociaż i tak dzisiaj wspominam milej niż wczoraj.


Pewnie co drugi bloger(ka) opisze swoje emocje z Hush. Już zauważyłam na facebook'u i innych, że słowom uznania, emocjom i wspomnieniom nie ma końca. Nie wiem jak opiszą to inni ja mam mieszane uczucia, a wręcz jestem nieco zawiedziona.
Już na skrzyżowaniu przy wjeździe na parking zauważyliśmy, że ludzi wjeżdża dość sporo. Wjeżdżamy i my. Organizacja i oznaczenie dojścia na targi bardzo dobre, zero problemu ze znalezieniem odpowiedniego piętra i miejsca. Jednak jak już weszliśmy na główną salę, to szczerze mówiąc po pięciu minutach mi się odechciało. Tłumy takie, że trzeba było trzymać się za ręce, żeby się nie pogubić. Gdy tylko pierwsze próbowało zerknąć na którekolwiek stanowisko, drugie się już gubiło. Stoiska były tak oblegane przez gapiów i potencjalnych klientów, że dostać się i spokojnie zobaczyć cokolwiek było nie lada wyzwaniem. Małe odległości pomiędzy stanowiskami nie ułatwiały sprawy. Nie lubię takich sytuacji, kiedy usilnie muszę przepychać się z innymi przepraszając tłumy aby dostać się do celu. Tata T. też nie był zachwycony więc większość sali przeszliśmy zerkając tylko na to co dostępne dla oka bez zatrzymywania się, bo to groziło staranowaniem. Współczuję kobietom w zaawansowanych ciążach, a było ich tam naprawdę bardzo dużo. Nie wiem też, czy ilość ludzi, czy to brak klimatyzacji był powodem strasznej duchoty.


Gdy doszliśmy na dziecięcy dział, który był moim głównym celem, Tata zabrał Agacinkę na lody, żebym ja mogła sobie spokojnie obejść bez zamartwiania się o moich towarzyszy, a oni bez nerwów odpocząć w spokojniejszym miejscu. Potem wrócili na przymiarki ;) Praktycznie przy każdym stoisku spotkałam się z bardzo miłą obsługą właścicieli firm lub ich przedstawicieli. Opowiadali o swoich produktach, o wykonaniu ubranek, tudzież innych produktów, odpowiadali na pytania, dzielili się wrażeniami. Wszystko z uśmiechem na twarzy, z ciepłem w głosie.


70% marek była mi już znana dużo wcześniej, jednak moje największe odkrycie tego dnia to firma Grain de chic. Założycielki tej firmy zakochane w Paryżu przenoszą modę z najmłodszych ich mieszkańców do Polski. Sukienki, tuniczki, bluzeczki - rewelacja. Zakochałam się. Jeszcze na to lato planuję kupić Agatce przynajmniej dwie sukieneczki z ich kolekcji. Agatka po otrzymaniu od Pani ulotki, na której w roli modelki jest jej córka stwierdziła "To moja kolezanka!" :)


Podeszłam do większości stanowisk (w dziecięcym tłumy były duuuużo mniejsze), nawet jeśli znałam firmę z internetu postanowiłam sprawdzić jakość, rozmiary etc. Jest kilka firm, którymi się zawiodłam. Reklamowane są na blogach i innych stronach z mega rozmachem, a jednak moim zdaniem większość ich produktów nie warta jest takich cen. Lekko znudzona szarymi dresowymi formami kierowałam się bardziej ku kolorom, ale kolorowego nic nie kupiłam prócz gumek i spinek Kollale ;) Z Kollale to natomiast u mnie jest tak, jak z chlebem w sklepie spożywczym - produkt  obowiązkowy. Gumki są bardzo wytrzymałe i to sobie najbardziej cenię. Nienawidzę pękających, urywających i strzępiących się gumek do włosów. I mimo, że cena jak za akcesoria do włosów nie jest mała, to jednak z biegiem czasu okazuje się, że z całego pudła spinek i gumek to Kollale są najbardziej warte swojej ceny.


Kids on the moon. Mam z nimi ciekawą historię. Z całego asortymentu, przeglądając stronę www, podobało mi się tylko kilka rzeczy. Do wczoraj. Okazało się bowiem, że podoba mi się wszystko ;) Najbardziej kombinezon, który spodobał się też i Tatusiowi i Agatce. Szybka przymiarka, wybór koloru i mamy go w swojej szafie! :) Kostium prawidłowo powinien być z nogawką 3/4 , ale ja wzięłam o rozmiar większy i teraz Agatka ma nogawki do kostek, a w następnym roku będą takie jak przewidział projektant ;)


Miałam też okazję porozmawiać z bardzo miłą Panią z Uszyto dla... Byłam zachwycona jej ubrankami. Niestety Agatka, która nienawidzi przymierzać ubrań pozwoliła na tylko jedną przymiarkę sukienki, która nie leżała na niej zbyt dobrze i resztę musiałam sobie odpuścić. Zostają mi więc zakupy on-line ;)


Wszystkich stanowisk nie będę opisywać, na pewno temat Hush będzie jeszcze długo na językach to dowiecie się od innych. Poza tym ja zaliczyłam całe targi jako zwykły klient. Nie mam i nie zawierałam głębszych znajomości ze sprzedawcami. Nikomu nie mówiłam, że prowadzę blog. Nie jestem nawet idealnym klientem dla nich, bo nie stać mnie, by od każdego z nich z każdej kolekcji kupić cokolwiek. Nie oszukujmy się, wszystkie firmy, które były na Hush ceny mają dość wygórowane. Ja już nieco oswojona z cennikami nie wzruszałam się tak mocno metkami, natomiast Tata T. był w wielkim szoku, gdy słyszał, że za sukienkę, czy spodenki (dla Agatki) ma zapłacić 110-160zł. W dodatku z tego co zauważyłam, to żadna z prezentujących się firm nie miała reklamówek ani toreb do pakowania swoich produktów klientom, jak dla mnie to skandal. Ludzie chodzili z zakupionym towarem w ręku. Nie mówi to najlepiej o szacunku producenta do klienta...


Ogólnie powiem tak: taki szaraczek jak ja mógł sobie tylko w większości pochodzić i popatrzeć. Ewentualnie zakupić jedną czy dwie rzeczy z przygotowanych 250zł na wydatki targowe. Zadowolona jestem z faktu, że wiem teraz jaką jakość prezentują firmy i wiem, że na niektóre z nich warto wydać te 120zł/szt.


Jednak jednogłośnie całą trójką mówimy, że najprzyjemniejszą częścią tego wyjazdu był czas spędzony na trybunach stadionu :) Wybierzemy się tam jeszcze raz, ale wtedy, kiedy będzie faktycznie cicho i spokojnie ;)


DSC_0311 DSC_0313 DSC_0323 DSC_0327 DSC_0330 DSC_0338 DSC_0339 DSC_0340 DSC_0341 DSC_0345DSC_0369 DSC_0346 DSC_0347 DSC_0349 DSC_0353 DSC_0356 DSC_0360 DSC_0361 DSC_0364 DSC_0366 DSC_0368 DSC_0373 DSC_0383 DSC_0387 DSC_0388 DSC_0390 DSC_0391 DSC_0397