piątek, 31 maja 2013

Pamiętnik

Obejrzałam wczoraj dość stary film pt. Pamiętnik (The Notebook) Zachwycił mnie od samego początku. Nie tylko fabułą, ale również całą otoczką scenerii. Oczywiście mam bzika na punkcie wgłębiania się szczegółowego w drugi plan każdego filmu, więc penetrowałam wnętrza pokazywanych domów. W tym filmie jednym z głównych wątków jest piękny start dom, który główny bohater odremontował dla swojej ukochanej.
Dom moich marzeń. No może ciut za duży, ale ten styl, to wyposażenie, meble, dodatki, kolorystyka, otoczenie - bajka, po prostu bajka!
Jeśli nie oglądałyście, to zachęcam. Naprawdę warto. Nie jest to żaden wyciskacz łez, ale naprawdę film na wysokim poziomie.










A tutaj bukiet, który dostałam od córki (z małą pomocą Taty) na Dzień Matki :) 



Życzę Wam wszystkim udanego, ciepłego i słonecznego weekendu!

czwartek, 30 maja 2013

Codzienność w kolorach Yellow & Blue

DSC_0065Środa 29.05.2013 Zapisuję dziś taki zwykły nasz dzień. A może niezwykły? Bo przecież Agatka w domu chora, ja przy niej zamiast w pracy. Tata wychodzi później niż zwykle, bo woził nas do lekarza. W ręku trzyma listę do spożywczaka i apteki. Dzień bez planu. Jedyny cel to ta umówiona wizyta na 10.45. Potem wszystko mija jak w prawie każdą sobotę. Jedyna różnica to taka, że to środa. Trzeba zrobić obiad, załadować zmywarkę, zdjąć suche pranie, posprzątać pokoje, pobawić się z Agatką, zadzwonić do cioci z życzeniami urodzinowymi, wyjść na spacer, przygotować kolację, wykąpać Agatkę i położyć ją spać. Od dwóch dni Agatka zasypia z nasączonymi rumiankiem wacikami na oczach, bo jej ropieją. Trochę się buntuje, ale po krótkich tłumaczeniach poddaje się. Czytam jej książkę i chyba największym problemem dla niej jest słuchanie bez oglądania ilustracji. Ale przynajmniej poćwiczymy w ten sposób jej wyobraźnię.


Ostatnio ulubioną bajką Agacinki jest Bambi II. Recytuje większość tekstów z tej bajki. Mój ulubiony - i w oryginale i w wykonaniu Agatki, przesłodki - "Ty mięcaku ty! Leć sybko do domciu, do mamy! Ty mięcaku jeden!" Padam ze śmiechu, gdy to słyszę ;)


DSC_0025codzienność DSC_0042 DSC_0041 DSC_0090 DSC_0086 codzienność1 DSC_0074 DSC_0075 DSC_0085 DSC_0114 DSC_0110 DSC_0097 DSC_0176 DSC_0168 DSC_0156 DSC_0181


DSC_0106

wtorek, 28 maja 2013

Wsystkiego najlepsego Mamo! Kocham Cię. Jestem scęśliwa!

Moja najważniejsza życiowa rola. Tak. Rola matki jest dla mnie priorytetem. Nie zaznałam i nie zaznam większej. I chociaż czasem wiem, że gdzieś się gubię, zbaczam z torów, to na szczęście szybko to zauważam i poprawiam się. Wiem, że nie jestem idealną matką, chociaż staram się jak mogę. Dbam i pielęgnuję te nasze relacje, bo teraz jak i w przyszłości wyobrażam sobie nas razem, wtulone pod kocem z kakao w ręku, spacerujące po plaży w mocnym uścisku. Wyobrażam sobie tę masę telefonów, próśb o radę, zwierzeń okraszanych szerokim uśmiechem lub łzami. Wyobrażam sobie, że zawsze ja dla niej jak podpora, jak dożywotnia gwarancja pocieszenia, miłości, ukojenia, szczęścia, dobrej rady. Odbiorca zawsze i wszędzie, każdego tematu. Takie chcę zbudować relacje między nami. I wiem, że łatwo nie będzie, bo Agata do łatwych osób nie należy. Nie lubi się przytulać. Trzeba podstępem brać, szantażować, udawać wielce zasmuconą, pogniewać się lub przekupić. I to nie zawsze pozwoli na pocałunek lub uścisk, albo na tyle, że nie zdążę rąk zapleść, a już jej czas dobroci się skończył. Trzeba wszystko od niej wyciągać, bo sama opowiadać nie zacznie. I uczę ją, staram się przekonać, wpajam, żeby zwierzała się, rozmawiała i jakbym już widziała pierwsze pęknięcia zasianego ziarna... ale czas pokaże, czy się udało.


Chcę być dla swoich dzieci matką jak z najlepszych filmów i seriali. By nigdy się mnie nie wstydzili, by mogli dumnie ze mną kroczyć, pochwalić się, bez zażenowania, gniewu czy wstydu mogli o mnie wspomnieć. I tylko czy mi się uda? Czy to tylko ode mnie zależy jak się potoczą nasze losy wzajemnych relacji? Być może nie, ale wierzę w dobrą karmę i przesąd, że czym skorupka za młodu...


Agatka to dla mnie oczko w głowie. Bez mrugnięcia okiem przyznaję, że zakochana jestem w niej do szaleństwa. Oczarowana, zapatrzona. Cieszy mnie każdy jej uśmiech, gest, nowe umiejętności. Smuci najmniejszy jej smutek. Gdy krzyknę, żałuję szybciej niż w głowie zniknie echo wypowiedzianych słów. Gdy śpi, tęsknię po godzinie i najchętniej wtuliłabym się w nią i spała tak całą noc. Kiedy oglądam film, w którym dzieje się jakaś krzywda dziecku, w oczach staje Ona i myśl, gdybyśmy to byli my... a wtedy łza łzę wytrąca. Wściekam się, gdy ktoś ją krytykuje, ocenia nieprzychylnie, zwraca mi uwagę na temat jej zachowania. Oczy bym wydarła i piana mi się z gęby leje. Ona jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście ślepa nie jestem, pewne granice rozsądku też mam, ale jednak to co do niej czuję... sama się tego nie spodziewałam.


Nasz pierwszy występ w przedszkolu na Dzień Matki i Ojca. Zapomnieliśmy karty do aparatu. Została nam tylko kamera. Spodziewałam się łez. Wiedziałam, że wzruszeń będzie co niemiara. Jednak nie spodziewałam się jej wzruszeń. Spodziewałam się, że będzie stremowana, w końcu to jej pierwszy raz. Przypuszczałam, że gdy nas zobaczy, to nie będzie chciała stać na scenie i będzie chciała do nas.


Weszli na scenę zza kotary. W rządku, tworząc pociąg. Ona siódma. Wszystkie dzieci mordki uśmiechnięte, machają do rodziców.  Agatka szuka, wodzi wzrokiem, znalazła. Minę zrobiła, rumieńców dostała, patrzy po wszystkich. Już wiem, że łatwo nie będzie. Pierwsza piosenka - dzieci śpiewają, pokazują. Agatka stoi, językiem w buzi miętoli, patrzy na nas, jakby chciała się uśmiechnąć, ale kąciki ust wracają na prostą. Jak zaczarowana. Wygląda, nieskromnie, ale prawdziwie powiem - najpiękniej. Typowa laleczka, bo za nie były przebrane dziewczynki. Kilka minut przedstawienia, Ona dalej taka zestresowana, nic nie mówi, nie śpiewa, sukienką tarmosi, w nosie dłubie. Tata się zestresował, kiwa głową żeby nie dłubała. Czas na taniec w parach, Agatki partner jeszcze bez melodii ciąga ją na siłę, szarpie za ręce, ta się wyrywa, ten mocniej, rodzice zwracają mu uwagę, ten dalej swoje. Agatka się wkurzyła, czerwona na twarzy, w końcu wyrwała jedną rękę i nią wyszarpała stanowczo drugą. Tupnęła nogą, ręce pod pachy schowała. Muzyka start, Agatka niedostępna. Pani łapie ich za ręce, przez chwilę tańczy w kółku z nimi. Zostawia ich samych. Agatka przez chwilę tańczy ładnie, podskakuje. Lubię ten moment, bo wygląda wtedy jak mały piękny łabądek. Z gracją i lekkością taką się unosi. Spojrzała dumnie na nas. Uśmiechnęła się lekko, znowu rumieńcem się oblała. Kilka kółek i nagle znowu ją jakiś paraliż złapał. Dzieci na koniec piosenki kładą się na podłogę, Ona jedna stoi. Nie słucha Pani, stoi z buzią otwartą. Kolejne wierszyki, Agatka swojej kwestii nie powiedziała, Pani całość wyrecytowała. Kolejna piosenka, Agatka patrzy na mnie, ja jej kiwam żeby śpiewała, nagle patrzę jak sztywnieje, czerwona się robi, dzióbek zrobiła i mordka się krzywi do płaczu. I mi łzy spłynęły. Pani ją ze sceny do mnie zabrała. Przytuliłam ją i chwalić zaczęłam, że występ piękny i że Ona taka śliczna, że wszystko takie cudowne, żeby nie płakała, bo dumna jestem. Po kilku minutach, kiedy i Ona i ja przestałyśmy płakać, Pani zabrała Agatkę na jeszcze dwie piosenki. Popłakała się raz jeszcze, ale za chwilę przestała. Nie śpiewała. Stała i wkręcała paluszek w falbanki sukienki. Jednak jakby już lżej, inaczej. Koniec. Wróciła do nas ze sceny taka już śmiała i odważna dziewczynka. Jestem pewna, że gdyby przedstawienie trwało jeszcze kilka minut, to Ona by się już przyłączyła.


Zła byłam na siebie, że z początku zawiedziona byłam, że oczekiwałam od niej perfekcyjnego wykonu, wielkiego występu. Przecież to małe dziecko. Pierwszy jej występ. W dodatku najmłodsza w grupie, bo dzieci we wrześniu do czterolatków będą należeć, a Ona prawidłowo do trzylatków wtedy powinna iść.


Wróciliśmy do domu. Agatka z emocji zasnęła w aucie. Wstała i gdy jej pokazałam nagranie z przedstawienia, zaczęła recytować wszystkie wierszyki. Każdą kwestię. Rolę misia, pajacyka i lal. Wszystkie piosenki i każdą gestykulację. Ponad dziesięć minut pięknego występu. Kiedy śpiewała piosenkę dla mamy patrzyła mi prosto w oczy. Pomyślałam, że dla mnie mogłaby tam w przedszkolu stać słupem godzinami, bo ten występ w domu ma dla mnie większą wartość. Czułam w sobie coś pięknego. Łzy same ciurkiem leciały. Gdy skończyła podbiegła przytuliła się i powiedziała:


"Wsystkiego najlepsego Mamo! Kocham Cię. Jestem scęśliwa!"





Kiedy byłam jak kropelka, czułam serca Twego bicie
I widziałam jak jest wielka, miłość, która daje życie..


Kocham Cię! Kocham! Mamo wiem, że Ty czujesz to samo.

Kiedy byłam jak kwiatuszek, mama głośno powiedziała
Słów rozwinął się kłębuszek, które bardzo pokochała

Kocham Cię! Kocham! Mamo wiem, że Ty czujesz to samo.

Kiedy będę taka duża, jak przytulę mamo Ciebie
I zawołam 'żadna burza, nie oddali nas od siebie!'

Kocham Cię! Kocham! Mamo wiem, że Ty czujesz to samo.
Kocham Cię! Kocham! Mamo wiem, że Ty czujesz to samo.

*Piosenka Arki Noego, to właśnie tę piosenkę śpiewała Agatka dla mnie :)


Przechwytywanie2jDesktopDesktop1 10Przechwytywanie8SAM_0365SAM_0366SAM_0370SAM_0368

piątek, 24 maja 2013

Z kulturą przy stole :)

DSC_0763


Mimo negatywnych opinii na temat blogów polecających, tudzież reklamujących różne produkty postanowiłam i ja od czasu do czasu polecić coś od siebie. Coś czym się zachwyciłam, co się sprawdziło w naszym życiu, coś na co nie żałuję wydanych pieniędzy. Będę opisywać rzeczy, które służą nam aktualnie i te, które w naszym życiu, a zwłaszcza w użytkowaniu Agatki straciły swój czas.


Długo się zastanawiałam nad tym tematem, bo same wiecie, że blogi wyrastają jak grzyby po deszczu. Jest ich cała masa i  tych o modzie i tych o zabawkach, produktach dziecięcych i innych szmerach bajerach. Ja sama podglądam kilkanaście blogów. Niektóre są naprawdę niesamowite i sama niejednokrotnie czerpię z nich inspiracje. Mam nadzieję jednak jak najrzadziej powtarzać się z produktami, ale jeśli gdzieś widziałyście podobny wpis, to wybaczcie. Nie mam na tyle czasu i możliwości, by zaglądać na każdy blog sprawdzając, czy się nie powtarzam z tematem. W każdym razie będą to wpisy oryginalne, szczere, takie, by pomóc początkującym albo przyszłym mamom dokonać dobrego wyboru produktów dla swoich pociech. Bo to, same wiecie, nie należy do najłatwiejszych zadań. Produkty, które ja kupuję nie są z najwyższych półek, przynajmniej nie tych najwyższych cenowo. Nie zawsze mnie stać na coś, co mi się marzy. Jednak jest dużo rzeczy, które kupiłam za niewielkie pieniądze, a w praktyce okazały się najlepsze.


Pewne produkty już Wam polecałam, między innymi walizkę Trunki tutaj , czy kubeczek do picia Lovi 360.


Teraz chciałam pokazać Wam krzesełko do karmienia. Długo szukałam właściwego. Nie podobały i nadal nie podobają mi się kolorowe, plastykowe krzesełka, które swoimi gabarytami zajmują zazwyczaj większość miejsca przy stole. I nie przekonały mnie nawet krzesełka znanych marek, które dodatkowo oferują doczepiane grzechotki, wisiorki, bzykadełka, wibracje i inne cuda wianki. Natomiast skromne drewniane krzesełka mają budowę nieprzystosowaną dla maluszków, które nie potrafią jeszcze stabilnie siedzieć. Poszukiwaniom nie było końca. Aż w końcu niespodziewanie na allegro pojawiło się ogłoszenie o krzesełkach obrotowych amerykańskiej firmy (SWIVEL FEEDING The First Years). Obejrzałam filmik, przeczytałam wszystkie funkcje i kupowałam czym prędzej, bo sztuk było niewiele. Niewielka też była cena. Podobno promocyjna (199zł), bo to były początki tego produktu na rynku polskim. Mało w to wierzyłam, ale i tak cena mnie zadowalała. Same wiecie, że koszty takich krzesełek wahają się od 150 do 400zł i wzwyż, więc 199 można było nazwać promocyjną. Z mocno bijącym sercem czekałam na przesyłkę. Złożenie potrwało chwilę, a radocha trwała dwa i pół roku :)


100_8430 101_9209 101_8639

Krzesełko to jest w rzeczywistości nastawką na krzesła, które mamy już w domu. Moim zdaniem to bardzo fajna opcja, ponieważ nie zajmuje dodatkowego miejsca i nie szpeci jadalni, bo prawie zlewa się z zestawem stół + krzesła. Mocuje się je najprościej w świecie za pomocą pasów z tyłu krzesła i pod siedziskiem. Jego wysokość jest na tyle komfortowa, że mieści się praktycznie pod każdy stół, więc można je śmiało schować łącznie z nakładką pod blat stołu, jak pozostałe krzesła :) Osobiście wykorzystaliśmy wszystkie funkcje tego cuda. Od leżącej (nadaje się nawet dla niemowlaczków!), przez obracaną, do zwykłego siedziska przystawianego do stołu. Sprawdziło się do jedzenia, malowania farbami, zabawy przy nim lub po prostu towarzyszenia gotującej mamie w kuchni. Kiedy Agatka dorosła przestaliśmy używać nakładki i po prostu przystawialiśmy ją do stołu. Ostatnio jednak wróciliśmy do opcji z nakładką.


Krzesełko jest niesamowicie stabilne i solidnie wykonane. Przez dwu i półroczny okres użytkowania nie ma najmniejszych śladów użytkowania, a wiecie, że mało rzeczy w użytkowaniu przez małe dzieci nie ulega zniszczeniu ;) Więc ten fakt uważam niemal za cud ;) Pokrowiec jest dwustronny i można go prać w pralce. Nakładkę można myć w zmywarce - 100% komfort dla Mam :) Krzesełko posiada pasy bezpieczeństwa.


Niestety my musimy się pożegnać z tym krzesełkiem, ponieważ dla Agatki jest już nie funkcjonalny. Ona teraz wolałaby korzystać ze zwykłego krzesła. Te jest dla niej za wysokie i zbyt bezpieczne - tak, tak, wydostanie się z tego krzesełka jest dla dzieci dość trudne (co jest pozytywem). W planach mamy kupno krzesełka podwyższonego z Ikei, tak by Agatka mogła szybko i samodzielnie na nie wejść. Natomiast nie mam zamiaru się z tym krzesełkiem żegnać na zawsze, bo mam nadzieję, że posłuży jeszcze kilku naszym dzieciom (przynajmniej dwójce) ;)


Zdjęcia Agatki na foteliku celowo wybrałam stare i na różnych krzesłach, by zobrazować wygodę użytkowania.


Polecam Wam filmik, który w pełni obrazuje całe dobro krzesełka ;)  TUTAJ


DSC_0754 DSC_0008 (2) DSC_0007 (2)

środa, 22 maja 2013

Czas Pierwszej Komunii

DSC_0343


W ten weekend uczestniczyliśmy w Pierwszej Komunii Świętej mojej Chrześnicy Oli. Aż ciężko uwierzyć, że nie tak dawno trzymałam taką małą kruszynę do chrztu, a siostra sikała ze strachu, gdy dawał mi ją na ręce ;) Wracając do Komunii. Tego dnia niespodziewanie ujawniły się rodzinne talenty. Mojej siostry do florystyki, bowiem sama uplotła Oli wianek z żywych kwiatów, mój do fryzjerstwa (czesałam Olę i siostrę), a Agatki do pozowania i umiejętnego rozśmieszania towarzystwa ;)


Niestety zdjęć mamy dość mało, przynajmniej tych, które chcę umieścić tutaj publicznie ;) Agatka pozowała, ale tylko do zdjęć z innymi członkami rodziny niż jej rodzice ;) Wpychała się do każdego rodzinnego zdjęcia wyginając się to w prawo to w lewo, po czym czmychała jak struś pędziwiatr. Dlatego zdjęcia rodzinne wyglądają tak, że wszyscy uśmiechają się do obiektywu, a Agatka albo stoi wygięta, albo biegnie gdzieś w tle. Pogoda dopisała i to też nie była sprzyjająca cecha tego dnia - tak, tak, bo dzieciaki, gdy tylko mogły wyrwały się spod szponów rodziców wciskających usilnie rosołki i inne mięsidła i pobiegły bawić się na plac zabaw. Agacina przez pierwsze dwie godziny zniknęła jak kamfora. Pojawiała się tylko na chwilę ugasić pragnienie i leciała dalej. Wróciła spocona, zakurzona z wielkim uśmiechem na buzi. Przegryzła tyle co mała mysz i poleciała dalej.


Sama uroczystość kościelna była przepiękna. Proboszcz parafii w Rucianej Nidzie jest niesamowicie przesympatycznym i mądrym człowiekiem. Mszę od początku skierował dla dzieci pierwszokomunijnych. Przekazywał im bardzo dużo mądrości w sposób nie przymuszony, wręcz przeciwnie bardzo chętnie i z ciekawością się go słuchało. Niejednokrotnie rozśmieszył i wzruszył do łez. Ja stałam wzruszona od samego początku mszy, a gdy tylko usłyszałam coś co trafiało dosadnie do mojego serca, to od razu w oczach gromadziły się łzy. Odkąd jest Agatka różne takie życiowe sprawy przeżywam tysiąc razy bardziej, chociaż mój mąż mówi, że mi do płaczu dużo nie trzeba ;P do szczęścia zresztą też ;)


DSC_0085 DSC_0137 DSC_0110 DSC_0235 DSC_0409 DSC_0419 DSC_0460Dzień wcześniej, korzystając z pięknej pogody pojechaliśmy do domu na wsi. Mamy tam swój mały kącik i w lato staramy się tam przebywać jak najczęściej. W tym roku rozbudowujemy mały  prywatny plac zabaw na podwórku, bo oprócz małej kupki piasku Agatka nie miała miejsca do zabawy. W sobotę udało nam się zrobić piaskownicę :) Niedługo dojdzie trampolina, huśtawka i inne bajery. Tak szczerze mówiąc mamy cichą nadzieję, że trampolina będzie wyciskaczem wszystkich sił Agaciny, bo póki co to Ona wyciska z nas wszystkie poty zmuszając do ganiania się z nią. Czasem wyręczają nas biedne kury, które Agata gania, gdy tylko pojawią się na horyzoncie. Nie wiem po kim to dziecko ma zamiłowanie do biegania, bo na pewno nie po rodzicach ;) W ciągu dnia przebiega dziesiątki kilometrów. Jak tylko wychodzimy z domu to od razu pada pytanie: "Mogę biegać?", a na placu zabaw, podwórku i gdziekolwiek się da rzuca hasło: "Mamo/Tato, goń!". A my po pięciu metrach biegamy z wywieszonymi językami.


Po komunii Oli przyszedł czas na planowanie i organizację kolejnego ważnego dla nas dnia - urodziny Agatki. Data jest już wyznaczona, miejsce również, nawet fryzjer zamówiony :) bowiem wracamy do fryzury, która w przypadku Agaciny sprawdziła się najlepiej - bob. Planuję przyjęcie właśnie w ogródku, pod gołym niebem :) W razie awarii pogodowej alternatywą zostanie domek. Jednak pozostaję dobrej myśli i już folder "Urodziny" zapełnia się inspiracjami :) Istne szaleństwo ;)


DSC_0031 DSC_0035 DSC_0033 DSC_0046 DSC_0049 DSC_0039 DSC_0073

DSC_0512 DSC_0516