czwartek, 24 kwietnia 2014

Kwiecień plecień

1-DSC_0064 1-DSC_0049 1-DSC_0100 1-DSC_0102 1-DSC_0159 1-DSC_0186 1-DSC_0187Wiosna. Czasem nawet jakby lato. Ciepło, burze, letni deszcz. Na balkonie kwiaty rosną jak szalone. Co raz więcej czasu spędzamy na dworze, co raz częściej jeździmy rowerem. Niech tak zostanie. Jest pięknie!

Powoli zmniejszam swoje "bycie" w internecie. Co raz rzadziej zaglądam na facebook, a co z tym związane co raz mniej wiem co u Was. Omija mnie dość dużo, ale przynajmniej więcej mnie w realu. Mam plany, co raz więcej ich spełniam. Może to przez wiosnę? Nie wiem, ale wiem, że co raz lepiej mi z tym.

Wiem, że wraz z nadchodzącym latem wszystkich Was będzie mniej. Pewnie spotkamy się na placach zabaw, w parkach, na mieście...

Tekstów u nas będzie mniej, bo komu będzie się chciało w tak piękne dni ślęczeć nad długimi tekstami ;) ale wpadnę tu przynajmniej raz na tydzień zostawić fotograficzne pamiątki :)

1-DSC_0203 1-DSC_0014 1-DSC_0008 1-DSC_0029 1-DSC_0107 1-DSC_0112 1-DSC_0118 1-DSC_0130 1-DSC_0135 1-DSC_0142

czwartek, 17 kwietnia 2014

Coś nowego. Mały reset.

1-DSC_0212 1-DSC_0215 1-DSC_0231 1-DSC_0236Nigdy nie lubiłam takich "spotkań", masowych imprez etc. Stronię od nich jak tylko się da. Ku niepocieszeniu Tomka, bo on może nie tyle przepada, ale lubi raz na jakiś czas wyrwać się w większy tłum.

Spotkanie integracyjne Jego firmy było dla mnie od razu przekreślone. Z małżeńskiej zasady, którą obraliśmy kilka lat temu. Szef Tomka nalegał i powiedział, że skoro nie on sam, to my razem. Po wielu małżeńskich sporach uległam. Oj i jak bardzo nie żałuję! :) Nawet nie przypuszczałam, że może być TAK fajnie.

Po pierwsze całą trójką potrzebowaliśmy wyjazdu poza dom. Potrzebowaliśmy nowego terenu, nowych ludzi, świeżości i wszystkiego innego niż to co mamy na co dzień. Nie oszukujmy się, zasiedzieliśmy się w domu jak bobry. Jedyne wyjazdy to odwiedziny u rodziny. Ostatni prawdziwy urlop mieliśmy dwa lata temu, więc ogólnie nuuuuuda.

Ten wyjazd to nie tylko nowe nigdy nie odwiedzane miejsce, ale także dziesiątki nowych twarzy i mnóstwo nowych doświadczeń :)

Wspólny wyjazd autokarem - prawdziwa wycieczka z kanapkami, przystankami "na siku". Nocleg w hotelu, wspólne posiłki w restauracji hotelowej, gwarne rozmowy, zapoznawanie się, poznawanie kto, skąd, jaki...

No i najlepsze w całym wyjeździe - gry, zawody i inne sporty. Wspinaliśmy się, zjeżdżaliśmy w kuli, po linie, skakaliśmy na balonach, strzelaliśmy z łuku, biegaliśmy w łączonych portkach, doiliśmy krowę na czas! i robiliśmy mnóstwo innych rzeczy, których na prawdę nigdy nie robiliśmy. W dodatku poczuliśmy się jak dzieci na zawodach szkolnych, bo kiedy ostatni raz mieliśmy okazję walczyć o jak najwyższe miejsce w zawodach grupowych? Jasne, że w szkole! No i nie będę sobą jak się nie pochwalę, że przywieźliśmy do domu złoty puchar z dyplomami za pierwsze miejsce! :) Siedem innych zespołów musiało obejść się smakiem, bo nasza piątka od pierwszej konkurencji pobiła wszystkie rekordy! :) Pan organizator z Extreme Team Bieszczady z niedowierzaniem kiwał głową mówiąc, że na tyle imprez ile zorganizował my pobiliśmy większość rekordów :) Mój mąż też dał mi powód do dumy, bo zdobył pierwsze miejsce w strzelaniu z wiatrówki (Boże, jak to nie wiatrówka, a on to przeczyta to mnie wyśmieje :P) i dojeniu krowy! :D

A co z Agatką? Oczywiście przyglądała się i kibicowała najgoręcej ze wszystkich! :) Sama również uczestniczyła w co niektórych konkurencjach. Co prawda poza konkursem i z małą pomocą rodziców, ale zaznała nie mniejszej frajdy niż my :) Uśmiech nie schodził jej z ust. Starałam się byśmy wszyscy mogli zażyć jak najwięcej przyjemności z wyjazdu. Za priorytet wzięłam sobie jak najlepszą rozrywkę dla Agatki, mimo, że całe spotkanie było zorganizowane na potrzeby dorosłych. Dodatkowo zabrałam ją na spacer do lasu (do którego mieliśmy krok, bo hotel stoi ścianą przy lesie) w poszukiwaniu Bambiego i Felinki. To była chwila tylko dla niej i dla mnie. Nie było czasu się nudzić (no może troszkę kiedy czekaliśmy na zjazd Tomka po linie). Każdego wieczoru padała jak mucha. Zmęczona nie dojadała nawet kolacji.

Niestety trochę pogoda nam nie sprzyjała. Prawdę mówiąc było mokro i strasznie zimno. Ubieraliśmy się wszyscy na cebulkę, bo nikt nie spodziewał się aż takiego chłodu. Zakładaliśmy więc co tylko się dało wyciągnąć ze spakowanych rzeczy. Niestety nie wzięliśmy rękawiczek i jedynym rozwiązaniem na zmarznięte rączki Agatki były skarpetki! :D

Agatka od pierwszego dnia zawładnęła sercami wszystkich podróżujących. Okrzyknięto ją najdzielniejszym pasażerem w autobusie. Osiem godzin jazdy dla dziecka to powinien być koszmar, a Ona cały czas uśmiechnięta podśpiewywała sobie, rozmawiała z ludźmi, pytała, mówiła, mówiła i jeszcze raz mówiła... ;)

W hotelu też nie sprawiała żadnych problemów, byliśmy zaskoczeni jej kulturą, umiejętnością obcowania z dorosłymi ludźmi (była jedynym dzieckiem!). Wszyscy wychwalali ją pod niebiosa, była obiektem największego zainteresowania, a my co raz bardziej dumni jeszcze mocniej zakochiwaliśmy się we własnym dziecku :)

Jeszcze przed wyjazdem, kiedy dojeżdżaliśmy swoim autem do autokaru okazało się, że Aga ma chorobę lokomocyjną! Uratowała nas pobliska apteka i reszta drogi była bezproblemowa :)

1-DSC_0265 1-DSC_0275 1-DSC_02801-DSC_0292 1-DSC_0293 1-DSC_0579 1-DSC_0537 1-DSC_0494 1-DSC_0528 1-DSC_0506 1-DSC_0511 1-DSC_0517 1-DSC_0307 1-DSC_0339 1-DSC_0353 1-DSC_0364 1-DSC_0378 1-DSC_0304

Mimo, że wcale nie wypoczęliśmy bo domyślacie się, że wcześnie spać to my nie chodziliśmy ;) ale takie oderwanie się od rzeczywistości dało nam porządnego power'a! Reset niesamowity. W dużej części dlatego, że towarzyszyli nam fajni ludzie :) Nie znałam nikogo spośród około sześćdziesięciu osób, a czułam się jak "swój" to mówi wystarczająco dużo o atmosferze, która panowała :) Wracać do rzeczywistości było naprawdę ciężko, ale mamy kolejne fajne wspomnienia :)

czwartek, 10 kwietnia 2014

1-DSC_0020 (2) 1-DSC_0013 (2) 1-DSC_0032 1-DSC_0027 1-DSC_0036 1-DSC_0046 1-DSC_0058 1-DSC_0054 1-DSC_0062 1-DSC_0064 1-DSC_0066 1-DSC_0074 1-DSC_0075 1-DSC_0125

Wracam myślami do wczesnych poranków w ogrodzie. Przedzieram się przez mgłę zasnutą minionymi latami.Co nie co umknęło. Co nie co przykryte grubą warstwą ciężkich chmur do odkrycia w innym momencie.

*

Zaspane oczy przemyte zimną wodą. Włosy spięte w kitkę, zwykły t-shirt i spodenki. Wychodzę. W ręku dwa kubki z herbatą. Za plecami słyszę dźwięk zamykanych drzwi i kroki po piaszczystym podjeździe. Stawiam kubki na stoliku. Pachnie kwiatami czereśni. Wyjmujemy leżaki z garażu, podstawiamy wysoki pieniek drzewa. Stawiam herbatę On dostawia kanapki na talerzyku.

Słońce pracuje już od kilku godzin, a my niespiesznie zaczynamy dzień. Rozmowy, śmiech, plany, jakaś sprzeczka. Problemy, które były tak błahe, że dziś już ich nie pamiętam. Ostatni łyk herbaty. Wystawiamy twarze do słońca. Początek weekendu. Wolnych dni od szkoły. Naszych dni wspólnych pomiędzy tymi osobno. Nasze poranki z ogrodu.

Pamiętasz? - pytam.

*

Ciepły wiatr, wczesny poranek, słoneczny dzień tyle wystarczy, by odświeżyć pamięć i wracać po raz kolejny do tych lat. By zatęsknić i zaplanować kolejne dni właśnie tam. By móc pokazać Jej ten czas, to niebo o poranku, by mogła poczuć zapach czystego powietrza, usłyszeć śpiew wolnych ptaków, by mogła zaznać czegoś naturalnego, zupełnie innego niż osiedlowy plac zabaw, kawałek parku szumnie nazwanego lasem. Zerwać polne kwiaty, potknąć się o nierówny trawnik, zerknąć przez dziurę w płocie, wykopać dołek na środku ogrodu, zobaczyć tysiąc nowych rzeczy i zadać na ich temat milion pytań. Krzyknąć w niebo, beztrosko biec wokół domu, wygrzebać skarby z garażu, zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. Zapukać do sąsiadów w oczekiwani na koleżankę, ubrudzić buzię piaskiem, wrócić do domu z pustym żołądkiem i pospiesznie zjeść, by za chwilę znowu wybiec na świeże powietrze. Na widok brudnych spodni zobaczyć wzruszenie moich ramion. Zasmakować kiełbasy z ogniska, biegać do późnych godzin. Wieczorem zdjąć brudne ubranie pachnące wiatrem, buty z których sypie się tona piasku i zasnąć z nadzieją, że noc szybko minie, bo od jutra rana tyle zabaw czeka i wyczekiwane odwiedziny i każda minuta tak cenna...

Cenna i dla mnie, bo chcę by dzieciństwo Agacina wykorzystała w stu procentach. Bo co raz częściej zdaję sobie sprawę, że czas tak szybko mija, że moje dzieciństwo jest tylko dawnym wspomnieniem. Że ja już matka i żona, że już kobieta.

I Jej już cztery lata mijają, a jeszcze niedawno we dwie z bratową czekałyśmy głaszcząc się po brzuchach. Obie ze spuchniętymi kostkami i wiecznymi problemami na ustach, a jednocześnie uśmiechnięte umilałyśmy sobie czas wspólnymi spacerami i herbatą. Pamiętam, gdy bała się zostawić mnie samą na kilka godzin z kilkutygodniową Gabrysią, a ja przewijając ją i karmiąc przyuczałam się, by za kilka tygodni tulić i karmić swoje spełnienie.

1-DSC_0077-001 1-DSC_0079 1-DSC_0084 1-DSC_0109 1-DSC_0112 1-DSC_01131-DSC_0137 1-DSC_0139 1-DSC_0142 1-DSC_0154 1-DSC_0157Dwie małe kuleczki. Kwietniowa i czerwcowa. Dwie buntowniczki tupiące nogą, niezależne i samodzielne. Wredne i dumne. Dwie silne osobowości. Tak inne zewnętrznie, a tak podobne charakterem. Zazębiające się jak zamek błyskawiczny. Jednocześnie walczące o swoje i ulegające sobie wzajemnie. Wszystko płynnie i gładko. Niby osobno a razem, niby razem a osobno. Trzeba kilku godzin, by dostrzec ich zależność między sobą. Zżyły się ze sobą tworząc swój osobny świat.

1-DSC_0018