sobota, 1 grudnia 2012

Grudzień, a my w powijakach listopada...

Miałam na grudzień mnóstwo planów, zwłaszcza zrobienie wieńca adwentowego, kalendarza dla córki, stroika oraz ogólne przystrojenie domu na święta. Jak zwykle psotny los zarządził inaczej. Agatka chorowała cały tydzień. Na weekend trochę jej przeszło, a w niedzielę zaczęła gorączkować. Po południu poprawa i cały wieczór i noc przebiegała spokojnie. Wieczorem mąż pojechał do Warszawy, a ja w poniedziałek musiałam pójść do pracy. Zaplanowałam, że po pracy pojadę z Agatką do lekarza. Niestety z pracy wyjechać nie mogłam, bo moje auto całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Znajomi odwieźli mnie do przedszkola, stamtąd do domu. Do lekarza nie miałam jak się dostać. We wtorek mechanik przyprowadził mi pod dom naprawione auto. Wcześniej wezwałam lekarkę do domu, bo Agatka w poniedziałek wieczorem znowu zaczęła gorączkować. Diagnoza lekarki: żadna. "Wszystko w porządku". Cała noc nieprzespana, Agatka kręciła się i nie mogła spać. Nad ranem powiedziała, że boli ją brzuszek. Dałam jej lek przeciwbólowy. Rano nie chciała jeść. Skojarzyłam, że od wieczora, przez całą noc i ranek nie robiła siku.  Znowu płacz, że boli brzuszek. Lecimy do szpitala. Wpadamy do rejestracji, a Agatka w trakcie wymiotuje. Zapisują nas bez kolejki. Lekarka po wywiadzie kieruje nas do szpitala na oddział pediatrii. Wracamy do domu spakować potrzebne rzeczy i o 16 jesteśmy w rejestracji na oddziale. Jestem w panice, szoku i przygnębieniu. Ze wszystkim musiałam radzić sobie sama, bo przecież nie ma Tomka! Kto nas odwiedzi, kto nam dostarczy potrzebne rzeczy??? W głowie burza myśli, w oczach łzy, na twarzy uśmiech, żeby nie przestraszyć córki. Okazuje się, że oddział jest przepełniony i będziemy "mieszkać" w sali dla niemowlaków. Salowa oprowadza nas po oddziale, kieruje do pokoju. A tu szok. Sala dla niemowlaków okazuje się salą z łóżeczkami, bez miejsca noclegowego dla mam. Mamy śpią na własnych materacach na podłodze. Ja nie byłam przygotowana na podobną sytuację. Myśl: na czym będę spała? Nie mam nawet koca dla siebie. Wewnętrzna rozpacz, znowu ogromna tęsknota za mężem i niedoceniona wcześniej potrzeba jego obecności. Agatka kojarzyła fakty: założona piżama, kapcie na nogach, jej podusia w obcym łóżeczku, inne dzieci śpiące w podobnych łóżeczkach. Nagle płacz: "Chce do domu Mama". Serce mi się kraja.
"Rozgościłyśmy się". Na telefonie gorąca linia. Przyjaciele dowiozą mi materac i śpiwór. Jak dobrze ich mieć.

Morfologia i mnóstwo innych badań. Kroplówki jedna po drugiej. O 20:00 Agatka zmęczona zasypia. O 22:00 zaczyna drżeć tak mocno, że nie mogę tego powstrzymać. Tata dzidzi z łóżka obok wzywa pielęgniarkę. Mierzenie temperatury. 36,8°, za kilka sekund 37,7°. W ciągu minuty temperatura wzrosła do 39°. W międzyczasie Agatka dostała czopek. Nie pomagało. Leki dożylne. Bez zmian. Agatka cała w dreszczach. Zaczyna płakać. Mimo, że przykryłam ją kocem, kołderką, szlafrokiem i ogrzewałam pocierając, to i tak nic nie pomagało. Kroplówka. Po kilkunastu minutach dreszcze przechodzą. Odkrywamy Agatkę, żeby ochłodzić ciałko. Temperatura praktycznie stała w miejscu. Przez kolejną godzinę Agatka nie spała tylko patrzyła się w sufit. Potem zmęczona zasnęła. Około 24:00 położyłam się i ja. Z zaśnięciem miałam niemały problem. Następnego dnia kolejne badania. Po śniadaniu koleżanka wymieniła mnie na dwie godziny, żebym mogła lecieć do domu wziąć prysznic. Potem dwa dni byłyśmy same. Tomek nie mógł do nas wrócić.
Dziś jesteśmy już w domu. Diagnoza przy dzisiejszym obchodzie: salmonella, ale mogłyśmy wrócić, bo stan zdrowia jet na tyle dobry, że antybiotyki tylko by przedłużyły obecność bakterii. Przynajmniej tak powiedziała Pani lekarka. Zobaczymy. Wyszłyśmy przeziębione. Teraz czeka nas kuracja domowa. Na pewno przyjemniejsza niż szpitalna.
Od 2 dni naszą Jeleniogórską ziemię okrywa śnieg. Najgorszy był chyba ten poranek, kiedy Agatka zobaczyła, że leży śnieg. Jej płacz i prośby o wyjście na dwór były okropne :( A gdy dziś powiedziałam, że wracamy do domu, jej reakcja była świetna. Ubrana jeszcze w piżamę zaczęła zakładać buty kwitując: "Idziemy na śnieg" :)
Zima wywiązała się znakomicie zasypując nas śniegiem na pierwszy dzień grudnia. Niestety nam się nie udało przywitać godnie grudnia. Widząc dziś Wasze blogi smutek spotęgował. Jednak nie zamierzam się poddać. Jutro od samego rana zaczynam wdrażać moje wcześniejsze plany :) Muszę tylko zmienić plany na kalendarz. Potrzebuję szybkiego rozwiązania. Na pewno nie skorzystam z gotowców typu bombonierka ;P ale muszę wykazać się nie lada kreatywnością, żeby kalendarz był gotowy na jutrzejsze popołudnie.
I znowu pracy mam mnóstwo. Jeszcze nie rozpakowałam wszystkich rzeczy z bagażu szpitalnego. Muszę wszystko poprać.

Miałam Wam w krótkiej notatce napisać co u nas, a wyszło jak zawsze ;)

Jak się ogarnę, to muszę nadrobić blogowe zaległości. Jestem taka ciekawa co u Was. A już w szybkim przeglądzie widziałam, że nie próżnujecie :)






Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. O rany! My juz dwa razy lezelismy z misiem malym w szpitalu wiec jak czytalam Twego posta to wlos mi sie jezyl :-/ Wspolczuje, ale dobrze, ze macie to juz za soba :-) Duzo zdrowka dla malej cudnej iskierki i powodzenia z tym kalendarzem :-) tule mocno :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jej !!! Wiem co to leżeć z dzieckiem w szpitalu, to koszmar... dobrze, że już w domku jesteście... aż mi się serce kraja jak to czytam...
    Pozdrawiam i wszystkiego dobrego życzę!

    Ps. moja mama chorowała na salmonellę, w tydzień chyba z 15 kg schudła, straszne to było!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no naprawdę salmonella wykańcza strasznie organizm. Na szczęście Agacinka nie schudła mocno, ale się trochę wymęczyła. Dziękujemy za życzenia :*

      Usuń
  3. Strasznie to przykre co napisałaś i wiem jak się bałaś,bo moją córkę w zeszłym roku latem złapał jakiś wirus i oprócz gigantycznej gorączki,z którą nie radziły sobie żadne środki przeciwgorączkowe żadnych innych objawów. Najważniejsze,że najgorsze za Wami,że jest już ok i że jesteście w domku.W takiej sytuacji nie myśli się o dekorowaniu domu a o ratowaniu dziecka więc jesteś w pełni usprawiedliwiona i pamiętaj,że bez tej całej świątecznej otoczki,dekoracji,pierdół świat się nie zawali.Zawsze możesz nadrobić prezentem na Mikołaja ;))
    Ściska Was dziewczyny i nie dajcie się już choróbskom :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że tak :) Wracamy już do psychicznego spokoju, bo łapnęło nas przeziębienie, ale to już pryszcz ;)
      Okolice Świąt BN zawsze są dla nas trudne. Przypuszczam, że nie tylko dla nas. Ja nie lubię się poddawać dlatego zawsze biorę się z losem za barki i idę na przód, zwłaszcza teraz kiedy mam Agatkę, to jakoś inaczej człowiek do tego podchodzi...

      Usuń
  4. Współczuje. Dobrze, że macie to za sobą. A opóźnieniem w dekoracjach się nie martw, zdążymy się przygotować Kochana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna Agatka, dzielna Mama...
    cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło...
    raz w życiu nasz Po była tak chora, że nikt nie wiedział co jej jest... kilka lekarzy, i żaden nie umiał postawić diagnozy... coś okropnego, więc mogę wyobrazić sobie jak Wam było ciężko...

    a na dekoracje przyjdzie czas :)

    :*

    OdpowiedzUsuń