piątek, 29 listopada 2013

Dlaczego nie pytam?

Okres przedświąteczny. Półki sklepowe uginają się od zabawek, reklamy kuszą, blogi polecają, sprzedawcy zacierają ręce, rodzice zaglądają w coraz to uboższy portfel. Jak w tym czasie nie dać się zwariować? Jak przetrwać? Bo wiadomo, że nie tylko o prezenty w tym czasie się rozchodzi, ale również o przygotowanie świąt w domu. Dania świąteczne do tanich nie należą, a tradycja to tradycja. W dodatku w tym miesiącu jak w każdym innym pozostają rachunki do opłat, a teraz są wyjątkowo wysokie, bo prądu więcej się zużywa, ogrzewanie drogie...

Dzieci list do Mikołaja piszą... no właśnie! A w nich lista długa jak Wisła, wymysły z co drugiej reklamy i to co inne dzieci mają, a oni jeszcze nie. Lalka śpiewająco - pierdząca, klocki, szczeniaczki reagujące na hasła, maty do tańczenia, x-bokx'y, notebooki, i'phony i inne technologiczne wymysły. Matki oczy przecierają co to w główkach dzieci się uroiło, ale z uśmiechem głaszcze dziecię po głowie i pomaga wysłać owy list :)

I zaczyna się wyliczanie, na ile starczy? Bo chciałoby się spełnić chociaż jedną prośbę, a każda z nich to wydatek około 150-200zł  wzwyż! Szczęśliwi Ci, którzy specjalnie zer na koncie liczyć nie muszą. Jednak Ci, którzy tysiącami miesięcznie nie zarządzają też są ludźmi, a ich dzieci marzenia mają takie same jak te z rodzin bogatszych. A nikt wyróżniać się na "gorszego" nie lubi, nawet dzieci. Wręcz przeciwnie, to im trudniej jest zrozumieć dlaczego inni mają a my nie?

Dlatego ja nie zadaję Agatce pytań z cyklu "Co byś chciała od Mikołaja?", "Co byś chciała na urodziny", "Co byś chciała od zajączka" etc... Dla mnie te pytania są ukierunkowaniem własnego dziecka na chęć posiadania wartości materialnych. Bo jaką ja mam pewność, że gdy zapytam ona nie zażyczy sobie czegoś na co nas rodziców nie będzie stać? I wtedy co mam jej powiedzieć? Ona napisze list, będzie wyczekiwała Gwiazdki i prezentu z listy, a tu zonk! Rozczarowanie mojego dziecka będzie spowodowane moim stereotypowym myśleniem. Wiem, nie każda z Was się ze mną zgodzi. A nawet zdaję sobie sprawę z faktu, że większość ludzi krzywo na mnie patrzy gdy tę myśl głośno wygłaszam. Ale takie jest moje zdanie, tak ja swoje własne dziecko wychowuję i tak będę. Moja teściowa powiedział mi zdanie, które na moment mną zachwiało: "Dzieci mają prawo do marzeń, każde dziecko myśli co by chciało dostać od Mikołaja". NO tak, wiem, że tego nie uniknę, bo kiedyś Agatka takim tekstem sypnie. Zresztą oglądając dziesiąty raz tę samą bajkę, w której dzieci mówią o swoich życzeniach do Mikołaja, ona też zaczęła wyliczać. Wyliczać to samo co w bajce i to samo co już ma. Więc jej wytłumaczyłam, że ma już rower, że ma hulajnogę i inne rzeczy, ona na to, że chce jeszcze jedną, więc wytłumaczyłam, że Mikołaj nie przyniesie jej jeszcze jednej, bo te co ma są najlepsze i jej wystarczą na kilka lat. Powiedziałam, że Mikołaj przyniesie taki prezent na jaki zasłużyła i taki, żeby jej się podobał. I że to na pewno będzie miła niespodzianka. A że Agatka lubi niespodzianki, więc ucieszyła się ogromnie. Podobne rozmowy przeprowadzałyśmy jeszcze kilka razy kiedy pytała co jej Mikołaj przyniesie. I za każdym razem kieruję ją w wartość duchową i sentymentalną świąt, a nie materialną. Któregoś razu oglądając znowu tę samą bajkę mówi: "Ja chciałabym dostać od Mikołaja (wyciąga rękę, zaczyna odliczanie) lowel jusz mam, hulaj-i-nogę mam, misia mam, lalkę mam... moze niech Mikołaj psyniesie mi jakiś inny fajny plezent. Taką niespodziankę." I od tamtej pory uważam wdrażanie swojej idei za sukces. To przecież my rodzice uczymy nasze dzieci i pokazujemy im co jest w życiu ważne bardziej, a co mniej.

W życiu różnie bywa. Teraz jest dobrze, jutro może być gorzej. Dziś nas stać na prezenty za kilkaset złotych, w końcu też mamy jedną córkę, ale za rok, dwa może nas nie być stać na rybę do Wigilii. Czy ona to zrozumie? Jeśli będę ją wychowywać jak do tej pory to myślę, że tak. A jeśli wyrobimy w niej świadomość, że gdy wyraża swoje "marzenia" o prezentach na święta, urodziny i inne okazje i zawsze będzie dostawać to co sobie "wymarzyła" to w momencie, kiedy tego prezentu nie dostanie zawiedzie się. Co gorsza przypuszczam, że mogłaby się buntować, robić fochy. Nie chciałabym, żeby była nauczona posiadania wszystkiego co zapragnie, by mogła doceniać to co ma. "To jest tylko dziecko" - idąc tym tropem myślenia (sama dzieckiem byłam) wiem, że dzieci bardzo szybko do wszystkiego się przyzwyczajają i nie mam zamiaru jej kłamać, oszukiwać, że wszystkie jej pragnienia życiowe zostaną spełnione. Od samego małego chcę, by wiedziała, że nie liczą się tylko rzeczy, ale inne wartości życiowe. Nie wstydzę się w sklepie odmówić jej kupienia czegoś, gdy ludzie patrzą i słyszą. Mówię do niej wprost, że nie kupię bo już to ma, nie kupię, bo nie zasłużyła, nie kupię, bo to słodycz, a słodyczy ma już zanadto, nie kupię, bo nie mam pieniędzy. Jasno, krótko i szczerze. W bardzo wczesnym jej wieku oduczyłam ją wymuszania w sklepie. Było kilka sytuacji, kiedy rzucała się na podłogę (z moim wielkim przerażeniem w oczach, kiedy potrafiła głową uderzyć o posadzkę), darła wniebogłosy i zanosiła płaczem. Stałam i cierpliwie tłumaczyłam, czekałam aż się uspokoi i wysłucha co mam jej do powiedzenia. Kiedy zrozumiała, następne zakupy były spokojne, a Agatka komentowała "mam jus taką zabawkę", "tylko pooglądamy".

Uwierzcie mi, że NIGDY Agatka nie poprosiła nas o jakąś zabawkę pod wpływem oglądanych reklam. Ogląda je zazwyczaj bez entuzjazmu, czasem zdarzy się , że powie, że fajna zabawka, albo, że ona ma taką samą, bądź widziała ją w bajce lub u innych dzieci.

Nie dopuszczam też do takich sytuacji, by ktokolwiek przyzwyczajał ją do rutyny: gość w dom - prezent dla Agatki. Nie chcę by kojarzyła te dwie sytuacje ze sobą, chcę by mogła cieszyć się z odwiedzin a nie prezentów.

Więc wracając do tematu świąt, kolejny Agatki list do Mikołaja to prośba o prezent nieokreślony. A Mikołaj już wie, że Agatka zasłużyła sobie na dobry prezent ;)

I mówcie sobie co chcecie - znając swoje dziecko i widząc jej mądrość w tym temacie wierzę, że nauka nie idzie w las, a Agatka jest naprawdę wdzięczna za każdy prezent. Wszystkie zabawki szanuje. I nie ma ich dużo. Bo nie potrzebujemy ich, by dobrze się bawić i być szczęśliwym ;) Ale o tym osobny wpis...

20 komentarzy:

  1. Kolejne zdrowe podejście jakie zaobserwowałam w dniu dzisiejszym na blogach :)
    Bardzo mi się podoba Twoja postawa i wartości którym hołdujesz...
    Prezent - owszem, marzenia - owszem, ale nie wszystko za wszelką cenę.

    U nas temat hulajnogi był drążony od kilku miesięcy, więc nie będzie to prezent, który jest chwilową zachcianką, a bardzo dobrze przemyślanym zakupem. Wszystkie zabawki, które Poli kupiliśmy mogę policzyć na palcach dwóch rąk. Nie ma ich dużo, nie toniemy w nich, nie wysypują się z każdej szafy, bo kiedy już coś kupuję chcę aby to posłużyło przez kolejne lata, miało odpowiednią jakość, atesty i przy tym wszystkim było estetyczne. W takim duchu wychowuję Polę - nie dużo, a jedno i porządne. I ani raz nie zdarzyło mi się, aby Pola kazała sobie coś kupić! ani raz - i tu mówię o słodyczach, o zabawkach i innych dziecięcych niezbędnikach :) to już częściej ja jej podsuwam pod nos jakieś cuda, które chciałabym jej kupić (a tak naprawdę mieć pretekst, że to dla niej ;)), a ona mi zawsze ze stoickim spokojem odpowiada "nie pocebuje"!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie pocebuje" aż się zaśmiałam w głos, bo Agata mówi tak samo :) "Nie pocebuje, jus mam" ;)
    Dokładnie, też tak uważam, że dziecko nie powinno tonąć w zabawkach, ale przyznam szczerze, że kiedyś gnębiło mnie, że Agatka jako jedyna z dużego grona dzieci wśród nas ma najmniej zabawek, a gdy jest "dzień z zabawką" w przedszkolu, to już nie mamy co zabierać, bo wszystko już tam było. Jednak ona sama nie lubi chaosu zabawkowego. I tak nie bawi się wszystkim. Ma na wszystko swoje etapy. Ostatnio wyciągnęliśmy stare klocki, które stały przez ponad pół roku schowane i zachwyt był nie mniejszy niż przy nowej zabawce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana bardzo świetny i mądry post :) Świetnie postępujesz w wychowaniu z Agatką :) Wyobraź sobie że nam Karina nigdy na podłogę się nie rzuciła bo chce zabawkę, ale teraz jej się zdarza bo przychodzi weekend a ona była by rada znowu iść do przedszkola a tu zonk zamknięte. Ostatni weekend przetrwaliśmy bez krzyku, że chce iść do cioci, Patyka, Jasia i Ola (Olafa), więc mam nadzieje że jutro będzie też dobrze :) Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafny post. Trudny... Prawdziwy. Ja nigdy nie miałam prezentów z prawdziwego zdarzenia, nigdy mnie rodzice nie pytali. Pamiętam Wigilię, kiedy nie mieliśmy na rybę. Siedzieliśmy i patrzyliśmy z bratem na zrezygnowanych rodziców... Nikt nie odebrał uszytych futer i kożuchów. Lodówka pusta. Dosłownie za 5 dwunasta zjawił się klient i odebrał ubrania. Mama pobiegła na szybko i kupiła to, co w sklepie zostało - mrożone mintaje... Ot taka Wigilia. Popełniam błędy, bo próbuję rekompensować dziecku moje braki z dzieciństwa... I widzę, że robię źle. Widzę, że Nina z prezentów się nie cieszy, nie cieszy się, kiedy pójdzie na karuzelę, bo gdy ta kończy się kręcić Nina już marudzi, że chce jeszcze i więcej i więcej. I trudno mi będzie wyprostować moje błędy. Ale staram się. I widzę małe postępy. Małe, ale są. Gdy pyta, gdzie tata i słyszy, że w pracy. Odpowiada, że tak, bo musi ciężko pracować na jedzenie, ubranka i zabawki. Wcześniej twierdziła, że tylko na zabawki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz , trafiłam do Ciebie przez przypadek i pozwolisz że zostane ? Dobrze tu u Ciebie:) co do prezentów hmmm... mamy Szaloną Czwórke Dzieciaków i nie wiem co by było gdyby każdemu z nich zadac pytanie - a co chciałbys dostać od Mikołaja?- szybko bysmy poszli z torbami...cieżko jest nauczyc dziecko rozsądku a już w szczególnosci dawania bezinteresownego...nasz syn (6lat) w zeszłym roku zapytał czy może dac pieniadze (które dostał od babci na buty zimowe) jakiemus dziecku to moze sobie cos kupi i nie bedzie na przykład głodne...ja uważam to za sukces rodzicielski :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gosia wybacz mi prywatę, ale muszę!
    Karola gdzieś Ty zniknęła bez znaku?... myślałam, że już Cię nie zobaczę nigdzie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ale to bardzo podoba mi się to co napisałaś i popieram w 100% choć czasem łapie się,że chce aby Madzia miała inne dzieciństwo niż ja sama ale też nie robię tak,że ma wszystko co chce na już!ostatnio marzy o gadającym koniu to go pewnie pod choinką dostanie i w głowie jej syrenka którą tatuś jej już kupił ale to będzie jako na 6grudnia!
    Wogóle przeglądając blogi gdzie to niby propozycje a tak naprawdę to lista którą planują dziecko obdarować to włos na głowie staje,ceny szok-ale ich kasa ich sprawa!
    A i jeszcze temat gość=prezent jak ja nie cierpię takiego podejścia! i jak toś mi marudził,ze nie przyszedł bo w portfelu pusto a z pustymi rękami do dziecka nie wypada to się gotuje!!!!
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobry tekst. My jesteśmy jeszcze przed etapem proszenia o cokolwiek, bo jest zza mała. Ale ostatnio włączyłam jej jakiś program z bajkami w tv i dostrzegłam milion reklam zabawek, o których istnieniu pojęcia nie miałam! I nie dziwię się, że dzieci spędzające godziny przed tv nakręcone są na bzdury serwowane im zza szklanego ekranu... Mam nadzieję, że i u nas wszystko wyjdzie jak u Ciebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bo najfajniej jest kiedy dzieci potrafią się cieszy z drobnych rzeczy :) moje na szczęście te umiejętność posiadają i nie muszą dostać drogiej, reklamowanej zabawki. W sklepie często im odmawiam i jeszcze nigdy nie zdarzyła się nam sytuacja, żeby któraś z dziewczynek robiła sceny i rozpaczała. U nas zawsze wygląda to tak samo: one mnie proszą o jakąś zabawkę, a ja im mówię, że im nie kupię bo nie mam pieniędzy, a one wtedy ZAWSZE mówią i robią coś takiego "to ja sobie ją schowam (i wciskają gdzieś najdalej między inne zabawki) a jak będziesz miała kiedyś pieniądze to mi ją kupisz". Oczywiście już po wyjściu ze sklepu o zabawce tej zapominają i do tematu nie wracają. Bo z reguły chcą coś co tak naprawdę jest im zbędne, ale w sumie nie szkodzi kupić i za chwilkę walnąć gdzieś w kąt. Moja starsza w tym roku poprosiła Mikołaja o sztalugę, marzy o niej już tak długo, ze jak zobaczyłam, ze przywieźli takie do Lidla kupiłam jej bez wahania (ona cudnie maluje), za to młodsza dyktując mi list powiedziała "ale ja już wszystko mam ... niech mi Mikołaj jakiś gadżecik przyniesie ... no i może kredki w metalowym pudełku" :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super to napisałaś kochana!! Ja moje dzieci podpytuję czasami, często kupuję to co mi się podoba, ale im na szczęście też. W tym roku list do Mikołaja pisaliśmy bo Tosia stwierdziła że chcę lalkę (obojętnie jaką więc mam zamiar uszyć jej coś pięknego), kredki i klej i żabkę ( tu nie wiem co miała na myśli, ale chyba nie żywą ..;-) U Kuby pojawiły się klocki, książki Scooby doo i tez kredki więc nawet pomimo tysięcy nie mam uda mi się przynajmniej część z tych marzeń spełnić. U nas reklam na szczęście nie ma bo chyba bym się nie ustrzegła przed prośbami, długo nie mieliśmy w ogóle tv teraz mamy ale tylko oglądamy z dekodera tv1 itp. Podsumowując twój post super bo jak widzę wpisy kup to , kup tamto i suma nie zamyka się w tysiącu to myślę OMG dla kogo to. Czy lalka musi być fajna jeśli kosztuje 200 zł. Ja w te święta część rzeczy kupię, ale część prezentów dla dzieci, rodziny sama mam zamiar szyć bo budżet ograniczony. Uściski!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bo jej pewnie nudno samej, ale teraz z braciszkiem będzie miała raźniej ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety podobne wspomnienia mam i ja ze świąt. A co do błędów wychowawczych to myślisz, że ja ich nie popełniam? Nie ma ludzi idealnych, najważniejsze że zawsze chce się dobrze dla dzieci, a błędy zawsze można naprawić ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze ale postawa! No naprawdę godna podziwu dla synka i powody do dumy dla Ciebie :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. O tych blogach wypowiadać się nie będę - tak jak piszesz ich pieniądze ich rzecz ;) Ich głupota - ich sprawa ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Myślę, że najważniejsze to uczyć dzieci rozsądku od małego, to potem mają już we krwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Masz rację, dzieci często czegoś pragną pod wpływem impulsu. Z resztą my dorośli często też tak mamy, więc nie ma co im się dziwić ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo Ty jesteś mega utalentowana to możesz szyć ;) Ja mam lichą maszynę i zawsze jak do niej siadam to po 5 min mi się odechciewa szyć ;) Muszę sobie sprawić nową koniecznie, bo zapał mam spory, żeby szyć do swojego domku co nie co ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Podpisuję się pod tym rękoma i nogami ... kochający rodzic to mądry i wymagający rodzic ..a nie spełniający wszystkie zachcianki dziecka ..BRAWO !

    OdpowiedzUsuń
  19. :) (a myślałam, że wszyscy mnie potępią ;)

    OdpowiedzUsuń