czwartek, 17 kwietnia 2014

Coś nowego. Mały reset.

1-DSC_0212 1-DSC_0215 1-DSC_0231 1-DSC_0236Nigdy nie lubiłam takich "spotkań", masowych imprez etc. Stronię od nich jak tylko się da. Ku niepocieszeniu Tomka, bo on może nie tyle przepada, ale lubi raz na jakiś czas wyrwać się w większy tłum.

Spotkanie integracyjne Jego firmy było dla mnie od razu przekreślone. Z małżeńskiej zasady, którą obraliśmy kilka lat temu. Szef Tomka nalegał i powiedział, że skoro nie on sam, to my razem. Po wielu małżeńskich sporach uległam. Oj i jak bardzo nie żałuję! :) Nawet nie przypuszczałam, że może być TAK fajnie.

Po pierwsze całą trójką potrzebowaliśmy wyjazdu poza dom. Potrzebowaliśmy nowego terenu, nowych ludzi, świeżości i wszystkiego innego niż to co mamy na co dzień. Nie oszukujmy się, zasiedzieliśmy się w domu jak bobry. Jedyne wyjazdy to odwiedziny u rodziny. Ostatni prawdziwy urlop mieliśmy dwa lata temu, więc ogólnie nuuuuuda.

Ten wyjazd to nie tylko nowe nigdy nie odwiedzane miejsce, ale także dziesiątki nowych twarzy i mnóstwo nowych doświadczeń :)

Wspólny wyjazd autokarem - prawdziwa wycieczka z kanapkami, przystankami "na siku". Nocleg w hotelu, wspólne posiłki w restauracji hotelowej, gwarne rozmowy, zapoznawanie się, poznawanie kto, skąd, jaki...

No i najlepsze w całym wyjeździe - gry, zawody i inne sporty. Wspinaliśmy się, zjeżdżaliśmy w kuli, po linie, skakaliśmy na balonach, strzelaliśmy z łuku, biegaliśmy w łączonych portkach, doiliśmy krowę na czas! i robiliśmy mnóstwo innych rzeczy, których na prawdę nigdy nie robiliśmy. W dodatku poczuliśmy się jak dzieci na zawodach szkolnych, bo kiedy ostatni raz mieliśmy okazję walczyć o jak najwyższe miejsce w zawodach grupowych? Jasne, że w szkole! No i nie będę sobą jak się nie pochwalę, że przywieźliśmy do domu złoty puchar z dyplomami za pierwsze miejsce! :) Siedem innych zespołów musiało obejść się smakiem, bo nasza piątka od pierwszej konkurencji pobiła wszystkie rekordy! :) Pan organizator z Extreme Team Bieszczady z niedowierzaniem kiwał głową mówiąc, że na tyle imprez ile zorganizował my pobiliśmy większość rekordów :) Mój mąż też dał mi powód do dumy, bo zdobył pierwsze miejsce w strzelaniu z wiatrówki (Boże, jak to nie wiatrówka, a on to przeczyta to mnie wyśmieje :P) i dojeniu krowy! :D

A co z Agatką? Oczywiście przyglądała się i kibicowała najgoręcej ze wszystkich! :) Sama również uczestniczyła w co niektórych konkurencjach. Co prawda poza konkursem i z małą pomocą rodziców, ale zaznała nie mniejszej frajdy niż my :) Uśmiech nie schodził jej z ust. Starałam się byśmy wszyscy mogli zażyć jak najwięcej przyjemności z wyjazdu. Za priorytet wzięłam sobie jak najlepszą rozrywkę dla Agatki, mimo, że całe spotkanie było zorganizowane na potrzeby dorosłych. Dodatkowo zabrałam ją na spacer do lasu (do którego mieliśmy krok, bo hotel stoi ścianą przy lesie) w poszukiwaniu Bambiego i Felinki. To była chwila tylko dla niej i dla mnie. Nie było czasu się nudzić (no może troszkę kiedy czekaliśmy na zjazd Tomka po linie). Każdego wieczoru padała jak mucha. Zmęczona nie dojadała nawet kolacji.

Niestety trochę pogoda nam nie sprzyjała. Prawdę mówiąc było mokro i strasznie zimno. Ubieraliśmy się wszyscy na cebulkę, bo nikt nie spodziewał się aż takiego chłodu. Zakładaliśmy więc co tylko się dało wyciągnąć ze spakowanych rzeczy. Niestety nie wzięliśmy rękawiczek i jedynym rozwiązaniem na zmarznięte rączki Agatki były skarpetki! :D

Agatka od pierwszego dnia zawładnęła sercami wszystkich podróżujących. Okrzyknięto ją najdzielniejszym pasażerem w autobusie. Osiem godzin jazdy dla dziecka to powinien być koszmar, a Ona cały czas uśmiechnięta podśpiewywała sobie, rozmawiała z ludźmi, pytała, mówiła, mówiła i jeszcze raz mówiła... ;)

W hotelu też nie sprawiała żadnych problemów, byliśmy zaskoczeni jej kulturą, umiejętnością obcowania z dorosłymi ludźmi (była jedynym dzieckiem!). Wszyscy wychwalali ją pod niebiosa, była obiektem największego zainteresowania, a my co raz bardziej dumni jeszcze mocniej zakochiwaliśmy się we własnym dziecku :)

Jeszcze przed wyjazdem, kiedy dojeżdżaliśmy swoim autem do autokaru okazało się, że Aga ma chorobę lokomocyjną! Uratowała nas pobliska apteka i reszta drogi była bezproblemowa :)

1-DSC_0265 1-DSC_0275 1-DSC_02801-DSC_0292 1-DSC_0293 1-DSC_0579 1-DSC_0537 1-DSC_0494 1-DSC_0528 1-DSC_0506 1-DSC_0511 1-DSC_0517 1-DSC_0307 1-DSC_0339 1-DSC_0353 1-DSC_0364 1-DSC_0378 1-DSC_0304

Mimo, że wcale nie wypoczęliśmy bo domyślacie się, że wcześnie spać to my nie chodziliśmy ;) ale takie oderwanie się od rzeczywistości dało nam porządnego power'a! Reset niesamowity. W dużej części dlatego, że towarzyszyli nam fajni ludzie :) Nie znałam nikogo spośród około sześćdziesięciu osób, a czułam się jak "swój" to mówi wystarczająco dużo o atmosferze, która panowała :) Wracać do rzeczywistości było naprawdę ciężko, ale mamy kolejne fajne wspomnienia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz