Od dwóch dni jem gorący rosół na rozgrzanie, aż mi z nosa leci. Zawsze tak mam, że gdy jem gorący rosół to lecą te smarki. Teraz podwójne bo przeziębiona jestem. Taką miałam chwilę spokoju, że nic złego się nie działo. Szczęśliwa, zdrowi wszyscy, ja bez bóli wszelakich, skurczy żadnych, noce trochę gorsze, ale ogólnie jak kto pytał to morda mi się od ucha do ucha śmiała i mogłam odpowiadać, że super i oby tak dalej. A potem lawina. Jak grom z jasnego nieba dał znać o sobie ten pech, co w tym roku postanowił szwendać się za mną krok w krok. I zmusza mnie do łez i bezsilności. I złamał mi serce i nogi podcina. Rzucił na kolana, a huk upadku do dzisiaj echem jeszcze czasem wraca i łzy ciśnie do oczu. I na zdrowiu mym próbuje ślad swój odcisnąć jak największy. I w każdą szczelinę życia mego i najbliższych moich próbuje wleźć. Nieproszony. Bałagan zostawia, zamieszanie robi. Przez niego poczułam smak zawodu, którego nigdy już więcej nie chcę czuć. I ciągły strach nad głową moją sieje. A ja już mam dość. I naiwnie myślę sobie, że nowy rok przyniesie mi nowe lepsze dni, jakby nowa liczba coś zmienić miała. I czekałam do tej pory ze spuszczoną głową, każdy dzień licząc niecierpliwie do tego Nowego Roku. Aż w końcu stanęłam na nogi po raz kolejny, słaniając się z bólu i strachu. Pokażę mu, że ze mną to nie tak łatwo. Już nie dam się bezsilności, nie dam mu satysfakcji. Nie będę płakać. Oleję dziada. Może mu się znudzi i pójdzie sobie. A jak nie to pogonię, gdzie pieprz rośnie. Uzbrojona w solidne działo stanęłam wreszcie na warcie swojego szczęścia i będę walczyć. Dołączył do mnie Ktoś bez kogo nie poradziłabym sobie. Podszedł, złapał za rękę i stoi obok. Mój Anioł Stróż, który na chwilę odszedł ale wrócił. Brakowało mi Go.
wtorek, 15 grudnia 2015
czwartek, 22 października 2015
Marzenia z każdej sali.
Co raz ciszej tu na sali. Z każdym dniem mniej rozmów, mniej chęci do wstawania. I tylko nadzieja tli się w głowie czy tego ranka dobre informacje nas zastaną. Każda chce jednego. Powrotu do domu.
piątek, 4 września 2015
Kula w gardle
Powinnam być przyzwyczajona. Powinnam przeżyć to bez większych emocji. A jednak trzeci dzień z kolei ledwo zamykam za sobą drzwi. Pocieszające jest że Ona nie ma z tym problemu. Z niecierpliwością czeka na kolejny dzień, kiedy spotka koleżanki i zacznie zabawę.
Wydawało by się, że jesteśmy weteranami. Agatka przygodę ze żłobkiem zaczęła w dziewiątym miesiącu swojego życia nieprzerwanie kontynuując w przedszkolu, aż do października poprzedniego roku. Zrobiliśmy przerwę bo ciągle chorowała. Przedszkolna dieta pogarszała Jej stan. Uznaliśmy że zasługuje na przerwę przed obowiązkową szkołą i porządną opiekę jaką da Jej tylko... mama.
No i teraz masz babo placek. Ona stęskniona za przygodami przedszkolnymi, znudzona maminym trybem życia bawi się dobrze, a ja zostałam sama z tą zimną kawą w ręku, siedząc w pustym domu. Wiem, wiem. Długo tak nie będzie. Wkrótce dołączy do mnie ktoś kto zajmie większość mojej uwagi, ktoś kto przewróci poukładane w rutynę dni, ktoś kto nie pozwoli mi stać pod drzwiami klasy i podglądać jak Jej/Jego siostra zaczyna szkolny dzień.
Ale dzisiaj mam łzy w oczach i kulę w gardle. Przyzwyczaiłam się do przebywania z Nią 24 godziny na dobę i tęsknię jak cholera.
Subskrybuj:
Posty (Atom)