piątek, 28 lutego 2014

Mamo ja chcę

Od rana dzisiaj słyszę "Mamo kiedy będzie lód? Mamo chcę żeby spadł śnieg! Mamo chcę do lasu! Chcę na polanę! Mamo, ja chcę być Bambi! "

Na odpowiedź, że żeby być Bambi musi iść do lasu, tam zamieszkać i jeść trawę, korę i liście odpowiedziała płacząc "ale Tobie będzie przylro i będziesz tęskniła..." a na odpowiedź, że idzie wiosna i teraz nie będzie już padał śnieg, słyszę "Mamo, ale ja chcę!" Co raz częściej słyszę "ALE JA CHCĘ"


I dalej "Mamo, ja mam dziś zły humol.

Następnym lazem na bal przebielańców chcę być czalownicą.

Następnym lazem na bal przebielańców chcę być ptaszkiem.

Następnym lazem na bal przebielańców chcę być Tuptusiem, ... pająkiem, ... księżniczką Malią, ... pszczołą!I płacz z byle powodu, wróć - powód zawsze się znajdzie, np w tym odcinku Bambi nie biegał z innymi jeleniami, a Tata musiał iść do pracy, a na śniadanie nie będzie spagetti, a na dworze zimno, albo świeci słońce i Ona chciałaby się opalać na kocyku pod drzewem!

Nie wiem czy to skutek uboczny stanu podgorączkowego, zły dzień, kobiece skoki hormonów ( w tym wieku o.O ?!) czy wielkimi krokami zbliża się b u n t  c z t e r o l a t k a???

A do końca dnia jeszcze daleko...

1-DSC_0027 1-DSC_0029

wtorek, 25 lutego 2014

You & I

1-DSC_0061 (2) 1-DSC_0149 (2) 1-DSC_0151 (2)Zawsze kiedy zamykają się za Tobą drzwi w przedszkolu serce mi zamiera. Tęsknię od razu. Zawsze w pracy myślę jak Ci dzisiaj radość sprawić, co by Cię ucieszyło. Od poniedziałku do piątku czekam na każdy wolny weekend. Ten nasz, gdzie wszystko takie spokojne, rodzinne, a nawet nudne jest. Bo kto by tęsknił za sobotnim sprzątaniem domu i niedzielnym obiadem i planował, że w domu przesiedzi cały weekend nie zapraszając nikogo i nie jeżdżąc nigdzie? Ja. Bo ja uwielbiam te nasze zwykłe spokojne weekendy. Niepospieszne poranki, leniwe popołudnia, ten sobotni pośpiech by wszystko wysprzątać i móc w spokoju i satysfakcji usiąść i spędzić radosny wieczór z Wami. I rozkoszować się niedzielą od pierwszych minut do ostatniego westchnienia, że to już koniec i jutro znowu szara rzeczywistość. Bo ja właśnie tylko te weekendy kolorowo widzę. Pełnią barw się sączą jak żadne inne dni. I żadne spotkania ze znajomymi i bale wielkie czy dyskoteki najlepsze, ani wyjścia tłumne ani wesela najhuczniejsze nie sprawiają mi tyle frajdy co czas z Tobą!

I chociaż czasem myślę, że mija mi te życie tak zwyczajnie, że przyjaciół nie mam, a ze znajomymi rzadko tak się spotykamy i że poskakałoby się jeszcze w tym tłumie i huku w klubie, to jednak drogę inną wybieram. Bo do Ciebie ciągnie mnie najmocniej. Bo Ciebie będę miała na własność tylko jeszcze kilkanaście lat. Potem wyfruniesz mi w obce ramiona, w inne ściany. I tylko czasem zadzwonisz, czasem na obiad wpadniesz, czasem kawę szybką wypijesz ze mną. A ja będę wtedy miała czas dla siebie i znajomych. Czas by pielęgnować małżeństwo i wychodzić do klubu. To za kilkanaście lat. To niedługo...

Widzę jak się zmieniasz. Każdy dzień przynosi coś nowego, każdego dnia jesteś inna. Co raz więcej w Tobie mądrości życiowej. Bystra jesteś i łapiesz wszystko w mig. Z dnia na dzień na rolkach jak strzała pomykasz, układy choreograficzne pokazujesz, w modę się bawisz, morały mi prawisz i co raz częściej podkreślasz, że duża dziewczynka jesteś. I dzięki Tobie tak dużo się śmieję, bo opanować się nie mogę kiedy przez cały dzień czapkę nosisz i tylko co jakiś czas na inna zamieniasz i nawet do snu ją zakładasz, albo kiedy po dłuższej ciszy wpadasz do pokoju w stylówce swojego projektu, albo powiesz coś co wybija mnie z największej powagi. Ale gdy oglądałaś reklamę syropu i usłyszałaś "a dla starszych dzieci Syropek Junior" i z wielką pewnością stwierdziłaś "ja już jestem starszym dzieckiem, więc Junior" to serce moje zakuło...

Dlatego pielęgnuję nasz wspólny czas jak tylko się da. Między pracą, a wycieraniem kurzu w domu, między przedszkolem a czytaniem do snu, między poniedziałkiem a niedzielą. I chociaż serce mi się kraja, kiedy znowu chorujesz, to w głębi duszy cieszę się, że spędzę z Tobą więcej niż dwa dni w tygodniu.

Wtedy oprócz wspólnego układania puzzli, rozwiązywania rebusów, nauki czytania i pisania, oprócz zabawy w kąpieli i tańców szalonych mamy czas na spokojną rozmowę o poranku, wspólną kawę w piżamie, niespieszne tulenie się do siebie i wygłupy. I te najwspanialsze "mamo kocham cię" słyszę częściej...

Z nikim i nigdzie nie jest tak samo jak wtedy, kiedy jest nam dane być tylko we dwie.

1-DSC_0081 (2) 1-DSC_0091 (2) 1-DSC_0152 (2) 1-DSC_0169 1-DSC_0171 1-You & I 1-DSC_0176 1-DSC_0181 1-DSC_0212 1-DSC_0227 1-DSC_0001 1-DSC_0322 1-image264 1-image266 1-image269 1-image285 1-image286 1-image288 1-image295 1-image293

piątek, 21 lutego 2014

Pod lupą

1-DSC_0099 1-DSC_0100 1-DSC_0101 1-DSC_0105


Uczę się życia. Z każdym dniem nowe rozterki, decyzje, działania, wnioski, podsumowania. Lepiej, gorzej. Bywa różnie. Nie lubię się mylić, nie lubię popełniać błędów. Każde swoje potknięcie mocno przeżywam, kontempluję, i znowu przeżywam na nowo. Bywa, że użeram się ze swoimi myślami długo po fakcie. Bywa, że wracam wspomnieniami do dzieciństwa i zalewam się rumieńcem wspominając dawne zachowanie czy rzeczy, których się wstydzę. I bywa, że nocy nie śpię za głupi komentarz, czy ocenę, że myślę, dlaczego powiedziałam tak, a mogłam inaczej, że głupio wyszło, że mogłam się ugryźć w język.

Odkąd w wychowywaniu Agaciny dużą rolę odgrywają słowa, tłumaczenie, dyskusja przeżywam wszystkie swoje potknięcia słowne do niej milion razy bardziej. Tylko tutaj nie ma słów tłumaczenia. Nie ma miejsca na usprawiedliwianie się. I dlatego ogień w sercu jaki rozpala się po każdej mojej szkodzie tli się jeszcze dłuuuugo długo i bardzo intensywnie. Tym bardziej, że mam świadomość, że Agatka jest już w wieku, który pozostawia wspomnienia. I mimo moich najszczerszych chęci wybarwienia tych złych wiem, że one utrwalają się szybciej.

Niestety moje słabe nerwy i brak cierpliwości bardzo przeszkadzają mi być taką, jaką zawsze chciałabym być. Dla niej. Bo bywa, że upuszczony widelec przy obiedzie doprowadza mnie do irytacji tak dużej, że wyżywam się na wszystkich dookoła. Na niej. Bywa, że sekunda dłuższego oczekiwania na nią waży na całym poranku. Bywa, że nie akceptuję jej najmniejszych wad. Nie biję, ale czasem darciem się robię nie mniejszą krzywdę. I wstyd się przyznać, ale często jest tak, że nie potrafię być na tyle wyluzowana, by w czasie wieczornego mycia zębów nie nalegać, by nie upominać, żeby się nie wygłupiała, żeby myła ładnie, dokładnie i szybko. Bo te przeciąganie w nieskończoność mycia zębów, ubierania się, wycierania, jedzenia doprowadza mnie do szału. I nawet fakt, że dzieje się tak, bo Ona znajduje w tym dużo zabawy nie pozwala mi wyluzować.

1-DSC_0108 1-DSC_0111 1-DSC_0113 1-DSC_0128 1-DSC_0117 1-DSC_0119 1-DSC_0121 1-DSC_0122 1-DSC_0131


Zrobiłam tabelę. Tabelę obowiązków, dobrych uczynków i nagród. Za każdą dobrze wykonaną czynność Agacina dostaje uśmiech. Za przeważającą ilość uśmiechów w niedzielę po śniadaniu jest nagroda. Nie koniecznie rzeczowa, może to być np wyjście do zoo. Rozwiązuje to problem ociągania się i marudzenia, zwłaszcza wtedy, kiedy czas na wieczorną toaletę czy położenie się do łóżka.

Ale wahałam się. Zastanawiałam się, czy nie będzie tak, że zrobię ze swojego dziecka robota. Nakręconego robota, który będzie żył według tabeli, zasad i obowiązków. Ale postawiłam sobie kilka warunków. Przede wszystkim muszę wyluzować i dać się ponieść chwili. I nie zawsze trzymać się mocno ram czasowych. Zwłaszcza, że praca mi na to pozwala. Bo nie zwolnią mnie, kiedy spóźnię się piętnaście minut. A może warto sprawdzić co Ją zajęło, że nie przyszła na moje pierwsze zawołanie? Bo przecież dla niej buziak dla misia na pożegnanie przed pójściem do przedszkola jest równie ważny jak dla mnie wyjście z domu na czas. Czasem telefon do taty zmniejszy tęsknotę uwierającą w sercu.

Wiem, że nie jestem taka zła jak czasem siebie maluję. Wszak wiele osób zna nas właśnie z nieramowego życia. Bo nam nie zawsze trzeba tygodni na zaplanowanie wyjazdu. Często jest pomysł i w tej samej minucie pakujemy walizki. Często zamiast odkurzacza włączam odtwarzacz i tańczymy do upadłego. Często podczas mycia zębów ryczymy jak wilki, bo gdy myjemy jedynki to nam się przypominają złe potwory. Czasem krzyczymy na osiedlu, jakby nikt tu więcej nie mieszkał. Czasem zachowujemy się jak małe dzieci i niewychowani dorośli.

Jednak za mało tego. Bo owładnęła mnie głupia myśl, że matce nie wypada, rodzicom nie można. Za dużo rzeczy na pokaz. Za dużo przejmowania się co powie sąsiad na nasze zachowanie lub przechodzień na nasze skoki w kałuży, czy brudne spodnie? Bo czy mi wypada? A dlaczego nie? Jestem za młoda, by poddawać się eleganckiemu i spokojnemu zachowaniu. Bo jakie zachowanie jest prawidłowe? Póki nie robimy nikomu krzywdy to nic nikomu do nas. A moje dziecko potrzebuje matki prawdziwej, a nie tej na pokaz, bo wypada lub nie. Wypada mi być przede wszystkim dobrą matką. Przyjaciółką i partnerką dla mojej córki!!!

1-DSC_0120

 

*tabela na lodówce zrobiona na użytek własny, obrazki użyte w tabeli pobrane są z różnych źródeł

**magnesy ze zdjęciami - świetne!!! Fabryka Magnesów

wtorek, 18 lutego 2014

Uczę się na błędach...

DSC_0033 - Kopia

Naklęłam się wczoraj, oj naklęłam!

Zachciało mi się jasnej wykładziny do pokoju Agaciny, to mam!

Już pierwszą taką kupiliśmy do pokoiku w domku na wsi, kiedy to wiłam gniazdo z sześciomiesięczną Agatką w brzuchu. Tutaj też taka mi się wymarzyła. Przede wszystkim miała ogrzewać bose stópki zimą, bo Agacina w kapciach nienawidzi chodzić, to dla niej kara. A po drugie bardzo podobają mi się pokoje z jasnymi wykładzinami. To była świetna alternatywa dla brzydkich paneli w jej pokoju. A panele wymieniać w wynajmowanym mieszkaniu to byłaby lekka paranoja i nonsens. Tak więc jest moja wymarzona wykładzina. Jasna... w kolorowe plamy.Tak, tak. Przeszła "małą" metamorfozę. Lekki tuning. Make up. Zwał jak zwał. Cho-le-ra!!! o.O !!!Farby SIĘ wylały. Plakatowe. Podczas pracy twórczej Agaciny. Czarna i żółta. Te farby to jakieś nieporozumienie jest. Żeby AŻ tak wżerać się w tkaniny? Pewnie gdybym chciała aby zostały to by się sprało całkowicie, ale jeśli chcę wyprać to się nie da! Wszystko poszło w ruch. Proszki, płyny, wybielacze, mydła, pasta do zębów, nawet cif!!! Plamy z małych kleksów długości około 3-4 centymetrów rozrosły się tworząc mozaikę na około 40 cm2!!!Wierzcie czy nie, dwie godziny szorowania, w tym z dwadzieścia minut intensywnego tarcia szczotą rękami męża. Żółty tak się wgryzł, że nie ma z nim szans. a czarne zmieniło dywan w szare.I tak kipiąc jak gorący wrzątek, klęcząc nad plamą i ścierając pot z czoła biłam się z myślami, w którym momencie popełniłam błąd- kupując taką wykładzinę czy dając Agatce malować w pokoju.I klęłam w myślach na wszystkich dookoła.Bo cóż mi pozostało?Zawsze można winić dziecko, które jeszcze jest na tyle małe i nie rozumne, że zdarzyło mu się wylać te nieszczęsne farby. Zawsze można zabrać wszystkie kredy, farby, kleje, plasteliny i sprawić, by moje dziecko zapomniało o ich istnieniu dopóki nie wydorośleje(...?), a ja będę mogła spokojnie żyć bez kolorowych "wpadek". Mogę złapać ją na smycz i zawinąć wszystko w folię, bo zawsze może zdarzyć się inna niespodziewana akcja (z przerażeniem wspominam, jak jako pięcioletnie dziecko wypaliłam w wykładzinie w swoim pokoju dziurę, bo zrobiłam ognisko z papierów nadartych na pokrywkę od słoika o.O!). Można winić, krzyczeć, karać. Ale za co? To przecież tylko dziecko. Wystarczy pomyśleć nieco wcześniej i zaprosić dziecko do malowania przy stole kuchennym. Ale najpierw trzeba pomyśleć ;)  Ale ja jestem prostym człowiekiem i uczę się na błędach. Zazwyczaj na swoich. Wczorajsze dwie godziny wgryzły mi się w pamięć jak te potworne farby w dywan. Zapamiętam. Wy też zapamiętajcie. Uczcie się na moich błędach ;)Soda oczyszczona nieco złagodziła moje nerwy, ale plam zupełnie nie usunęła.

Stało się. Trudno, czas przyjąć na klatę i przyzwyczaić się, do niespodziewanych kolorów w pokoju...

Czy kupiłabym drugi raz taką wykładzinę do pokoju dziecka? Pewnie! Ale od dziś pudełko z farbami i mazakami stoi w kuchni ;P

czwartek, 6 lutego 2014

Memory

1-DSC_0160

Od dłuższego czasu Agatka mówiła, że chciałaby mieć grę memory. Szukałam czegoś fajnego w internecie, ale albo napotykałam "braki w magazynie" albo po prostu mi się nie podobały. Cóż, był to okres przedświąteczny więc te braki były zrozumiałe. Kiedy pewnego dnia znudziły nam się gry, które mamy postanowiłam zrobić memory DIY :)

Obrazki znalezione w większości na pinterest.com dopasowałam rozmiarem i wydrukowałam. Wycięłam je, a Agatka przyklejała na twardym kartonie. Potem znowu wycięłam and ready! Agacina cieszyła się z efektu końcowego ale też z możliwości pracy manualnej przy robieniu kart :)

I tak mamy własne oryginalne memory :)

Muszę wspomnieć, że Agacina zabiera je wszędzie i od tego twórczego grudniowego dnia wszystkich męczy, żeby z nią grali. Żeby nie było zbyt nudno kupiliśmy więc inne i gramy na przemian.

 

1-DSC_0107 memory 1-DSC_0118 1-DSC_0147 1-DSC_0119 1-DSC_0131 memory1 1-DSC_0148 1-DSC_0170 1-DSC_0171 1-DSC_0173 1-DSC_0241