
Ostatnio na blogach królują Mellis'ki. Wszyscy chwalą, podziwiają. Mi również spodobały się od pierwszego wejrzenia. Weszłam na podawane linki - patrzę, cena bez promocji około 230zł, czasem jak się trafi z promocją to i tak wydatek rzędu 150-180zł. Myślę sobie "ale, ale kobieto! Na jeden sezon buty z gumy za dwieście złotych???!!!" Jednak codziennie ktoś pisze, że kupił buciki Melissa Mini i że rewelacja, że miękkie, wygodne, dopasowane. W planach miałam sandały dla Agacinki, ale że lato deszczowe, często jesienne, to się powstrzymywałam. Więc gdy znalazłam słynne kotki w promocji postanowiłam kupić. Wzięłam o pół rozmiaru większe, by po lecie Agatka mogła w nich chodzić w przedszkolu. Ciężko było mi tylko dobrać odpowiedni rozmiar, bo niestety strony, które mają te obuwie na wyposażeniu zazwyczaj nie mają odnośnika rozmiaru do długości wkładki w cm. Więc zdecydowałam się na odbiór osobisty. Dobrze zrobiłam, bo gdyby buciki dotarły do domu, to zapewne narzekałabym, że mogłam wziąć rozmiar mniejsze, a okazało się po przymiarce, że rozmiar 24 jest na styk, a 25/26 jest z półcentymetrowym zapasem (tak jak powinno być prawidłowo w bucikach dziecięcych). Agatka jak założyła, tak już nie zdjęła. I już dwa dni z rzędu niezależnie od kreacji zakłada kotki :) Dodatkowo jest bardzo szczęśliwa, bo może je zakładać sama, bez mojej pomocy :) A jak pachną!
Buciki - Mini Melissa TUTAJ. W woreczku po butach Agatka postanowiła nosić swoje skarby ;)
Lubię te dwa zdjęcia z kolażu, bo Agatka wygląda na nich jak taka radosna nastolatka ;) :
A tutaj mała zapowiedź kolejnej zdobyczy :)