
A na miejscu przez cały tydzień byczyłam się od rana do nocy :P W domu leżakowałam z kotem na kanapie, na tarasie też leżakowałam na kanapie, na plaży leżałam plackiem na kocu, na skałkach obserwowałam z daleka, na kamienistej plaży wyjadałam wszystko z piknikowego koszyka... prawdę mówiąc z koszyka wyjadałam zawsze. Żyć nie umierać! (gdyby nie wieczorne ekscesy żołądkowe) Od stuprocentowego lenistwa uratowały mnie spacery do sąsiadki i na plażę. Dziecka nie miałam, bo stęsknione towarzystwa wybrało to młodsze i tylko wieczorem o kołysankę prosiło. Taki to relaks za granicą ;)



























zdjęć mam masę i muszę podzielić na kilka części, bo na jeden wpis to za dużo.
...