To był dzień odkrywania prawdziwego oblicza Norwegii. Zza każdego zakrętu wyłaniał się widok zapierający dech w piersiach. W niektórych miejscach miałam wrażenie, że już gdzieś to widziałam. W jakimś pięknym przygodowym filmie, może przyrodniczym. W każdym razie do tej pory coś takiego widywałam tylko na ekranie telewizora. Gdzieniegdzie były małe osady, które do złudzenia przypominały mi powieść "Dzieci z Bullerbyn". Domy umieszczone na totalnym odludziu, ale jakim! Z widokiem na skaliste góry i ciszę lasu odbijającego się od krystalicznej i spokojnej rzeki. Widziałam tam siebie. Wpatrującą się w pierwsze promienie słońca odbijające się od tafli wody, trzymającą w ręku poranną kawę. Widziałam siebie rozwieszającą pranie na sznurku zawieszonym od jednego pnia drzewa do drugiego. Widziałam siebie pilnującą dzieci kąpiących się przy brzegu rzeki, czekającej na powrót Tomka z pracy. Widziałam tam nas. Totalnie zakochanych w tym miejscu. Wiodących spokojne życie, w otoczeniu najpiękniejszej niczym nie skażonej natury...
W końcu dotarliśmy na miejsce, które było naszym celem. Hektary skalistego podłoża z wodą pomiędzy szczelinami i wszystko otoczone dookoła wysokimi skałami. Pojechaliśmy tam się kąpać. Jednak mój strach zwyciężył. Pomimo kilkudziesięciu ludzi w tym dzieci żwawo kąpiących się w owych szczelinach, ja nie odważyłam się chlupnąć do wody, a tym bardziej wpuścić do niej Agaty. Moja wyobraźnia działała na wysokich obrotach. Bałam się, że a to gdzieś któremuś z nas utknie noga w szczelinach, a to uderzy się któryś w głowę w wystającą pod wodą skałę, a to pośliźnie się i poleci niekontrolowanie w dół... Samo chodzenie po płaskich ale okropnie wyślizganych skałach wymagało niezłego utrzymania równowagi, tam gdzie woda płynęła nurtem nie było szans na postawienie nogi, czy złapanie się ręką. W moim stanie wolałam nie ryzykować dalekiego zwiedzania. I mimo, że ludzie ochoczo wskakiwali do wody, a w tle rozbrzmiewał dziecięcy śmiech, jakoś mnie nie przekonało. Dość późna godzina i zbliżające się chmury deszczowe mocno skróciły nasz pobyt tam. Ale kiedyś wrócimy. W słoneczny dzień od rana, znajdziemy płytkie bezpieczne kąpielisko i skorzystamy z pełni uroków tego miejsca. Bo mimo wszystko warto.
W końcu dotarliśmy na miejsce, które było naszym celem. Hektary skalistego podłoża z wodą pomiędzy szczelinami i wszystko otoczone dookoła wysokimi skałami. Pojechaliśmy tam się kąpać. Jednak mój strach zwyciężył. Pomimo kilkudziesięciu ludzi w tym dzieci żwawo kąpiących się w owych szczelinach, ja nie odważyłam się chlupnąć do wody, a tym bardziej wpuścić do niej Agaty. Moja wyobraźnia działała na wysokich obrotach. Bałam się, że a to gdzieś któremuś z nas utknie noga w szczelinach, a to uderzy się któryś w głowę w wystającą pod wodą skałę, a to pośliźnie się i poleci niekontrolowanie w dół... Samo chodzenie po płaskich ale okropnie wyślizganych skałach wymagało niezłego utrzymania równowagi, tam gdzie woda płynęła nurtem nie było szans na postawienie nogi, czy złapanie się ręką. W moim stanie wolałam nie ryzykować dalekiego zwiedzania. I mimo, że ludzie ochoczo wskakiwali do wody, a w tle rozbrzmiewał dziecięcy śmiech, jakoś mnie nie przekonało. Dość późna godzina i zbliżające się chmury deszczowe mocno skróciły nasz pobyt tam. Ale kiedyś wrócimy. W słoneczny dzień od rana, znajdziemy płytkie bezpieczne kąpielisko i skorzystamy z pełni uroków tego miejsca. Bo mimo wszystko warto.

















p.s. część zdjęć robiona telefonem